Pracuję obecnie z kilkoma parami. U większości z nich pojawia się problem tzw. cichych dni czyli wielogodzinnego, a nawet wielodniowego milczenia. Najczęściej po kłótni, ale niejednokrotnie też zamiast. Zastanawiałam się czy rzeczywiście tak niewielu z nas potrafi radzić sobie z trudnościami w sposób najbardziej konstruktywny czyli rozmawiając? Oczywiście grupa osób czy też par trafiająca do gabinetu psychoterapeuty nie jest grupą reprezentatywną. Prawdopodobnie przychodzą oni po pomoc właśnie dlatego, że nie radzą sobie w sposób, który jest efektywny i zadowalający. Do stosowania strategii milczenia przyznaje się 1 osoba na 4. Tak jest w Polsce. W badaniach amerykańskich 7 na 10 osób od czasu do czasu korzysta z powyższej metody. Moim zdaniem to sporo, biorąc pod uwagę jak bardzo negatywne skutki potrafi mieć sięganie po ten sposób rozwiązywania konfliktów.
Oczywiście strategii cichych dni, która ma znamiona ostracyzmu społecznego (celowe i drastyczne ograniczenie kontaktów i bliskości) nie należy mylić z chwilową słowną wstrzemięźliwością, kiedy partnerzy lub jedno z partnerów np. po kłótni potrzebuje czasu na ochłonięcie i poukładanie i w tym celu na jakiś czas wychodzi z kontaktu. Taki proces jest zupełnie naturalny i w żaden sposób nie musi zagrażać związkowi. Po pierwsze służy on regeneracji po doświadczeniu nadmiaru bodźców emocjonalnych. Jest dość powszechną reakcją na wyczerpanie emocjonalne. Jest to czas, który może być potrzebny na odreagowanie i wyciszenie emocji, przemyślenie tego co się zdarzyło, zanalizowanie swojego i partnera zachowania, uświadomienie sobie swoich potrzeb, a także znalezienie rozwiązania. Bywa, że jest niezbędny, aby skontrolować i zatrzymać coś, czego powiedzenie lub zrobienie byłoby dla drugiej strony raniące i nieodwracalne. Są osoby, które podczas tego czasu potrzebują z kimś niezaangażowanym emocjonalnie omówić to co się zdarzyło. Jednym słowem czas milczenia po kłótni wielu osobom służy do tego, aby poradzić sobie z tym co usłyszeli i powiedzieli. Ale nie może on przerodzić się w zapiekłą wojnę na milczenie. Warunkiem tego, aby tak się nie stało jest stosunkowo niezbyt długi czas trwania oraz zainicjowanie ponownego kontaktu przez osobę, która potrzebowała tegoż czasu. Oczywiście niezbyt długi czas trwania jest pojęciem względnym. Jeśli okresowe momenty wstrzemięźliwości w kontakcie trwają nie dłużej, niż minuty czy godziny byłabym jeszcze spokojna. Jeśli przeradzają się w dni – postawiłabym sobie znak zapytania czy naturalny proces nie przeradza się już w niebezpieczny – ucieczki w milczenie potrafiącej trwać wiele dni, tygodni, a nawet miesięcy. Rekordziście jakich znam nie odzywali się do siebie kilka lat. Porozumiewali się poprzez dzieci, co jest niedopuszczalne z punktu widzenia roli rodzica i konsekwencji dla małych i większych mediatorów. Oczywiście po latach zupełnie nie pamiętali od czego to się wszystko zaczęło, o co poszło i o co im teraz chodzi.
Bo właściwie o co chodzi w tym zacietrzewieniu? Ciche dni mogą spełniać kilka funkcji.
Po pierwsze możemy w ten sposób chcieć przeżywać swój ból i smutek po tym, co usłyszeliśmy. Jeśli trwa to chwilę to w porządku. Natomiast jeśli zaczyna trwać uporczywie długo możemy przypuszczać, że proces naturalnego odreagowywania i oczyszczania przerodził się w niezdrowe użalanie się nad sobą. Przedłużające się milczenie może być też komunikatem pt. „bardzo mnie zraniłeś”. W skrajnej postaci może służyć wzbudzeniu poczucia winy u partnera, wymuszaniu przeprosin czy zmiany stanowiska. Może być wyrazem bezsilności pt „nie mam już pomysłu jak z tobą rozmawiać”, „tyle razy rozmawialiśmy, nie wiem jak mam mówić, żebyś mnie zrozumiał” lub też służyć zwróceniu na siebie uwagi. Ciche dni wielokrotnie też służą pielęgnowaniu w sobie złości i urazy. Potrafią być wyrazem naszego stanowiska w sprawie podziału władzy w związku („będzie tak jak ja chcę”). Niezależnie od funkcji jaką ciche dni pełnią – są one formą, świadomej lub nie, kary dla partnera i noszą znamiona przemocy – chłodnej, biernej, ale jednak. Milcząc odcinamy partnera od kontaktu i bliskości oraz od poczucia wpływu na sytuację i jej zmianę. W takiej sytuacji partner nie ma możliwości na realizację swoich podstawowych potrzeb: przynależności, szacunku, kontroli. Dodatkowym „atutem” cichych dni jest ich nieprzewidywalność, co potęguje odczuwanie przedłużającego się milczenia jako tortury. Co więcej, nasza świadoma lub nieświadoma intencja jest taka, żeby zranić. Chcemy, żeby nasz chłód dotknął partnera i zabolał. Przypuszczam, że wiele osób czytających ten tekst, a mających tendencję do stosowania strategii milczenia może się wzburzyć. Tak jak moja klientka Ania, która zapierała się, że to nie kara, ponieważ ona też się okrutnie męczy i że ona po prostu nie potrafi inaczej rozwiązywać problemów. Absolutnie wierzę Ani, że dla niej sytuacja przedłużającego się milczenia mogła być również trudna oraz w to, że nie na tamten moment nie była w stanie zachować się inaczej. Natomiast na poziomie nieświadomym mogła jednak chcieć wziąć odwet na partnerze, choć uznanie tego nie jest procesem łatwym. A też już niezależnie od intencji sama forma cichych dni jest karząca i agresywna i z tym trudno się spierać.
Ciche dni niczego nie załatwiają. Przeciwnie – tylko nasilają napięcie, wzmagają złość i żal, powodują narastanie uraz i krzywd, pogłębiają frustrację wzajemnych potrzeb, potęgują oddalenie, dewastują poczucie bliskości. Dla dzieci, jeśli je mamy, są prawdziwą męką. Jeśli jeszcze dodatkowo chcąc uspokoić dzieci, mówimy że wszystko jest w porządku, kiedy domową atmosferę można kroić – dzieci uczą się ograniczać zaufanie do swoich odczuć. „Skoro czuję, że coś się dzieje, ale moi mądrzy rodzice temu zaprzeczają, pewnie to ja się mylę” – tak przebiegają procesy wnioskowania u dzieci. A jeśli dodatkowo wikłamy dzieci w bycie posłańcami między nami a partnerem – konsekwencje dla nich w ich dorosłym życiu mogą być naprawdę dotkliwe.
Jak możemy sobie pomóc, jeśli mamy tendencję do używania strategii cichych dni w naszych relacjach?
* Powiedz, że potrzebujesz czasu
Taka informacja naprawdę wiele zmienia. Uspokaja. Dzięki niej rozmówca nie zostaje pozostawiony w poczuciu, że nie wie co się dzieje.
* Wysłuchaj
Jeśli nie jesteś w stanie się przełamać i zacząć mówić – chociaż partnera wysłuchaj. Ten fakt sprawi, że partner nie będzie czuł się ignorowany (przynajmniej może to w tym pomóc). Pozwoli to też partnerowi rozładować napięcie z powodu nagromadzonych myśli i emocji. Jeśli dasz partnerowi możliwość na ich wypowiedzenie – zadeklarujesz dobre intencje i szacunek do uczuć i potrzeb partnera. Tylko warunek jest jeden – nie siedzisz z założonymi rękami i „łaskawie” godzisz się na wysłuchanie, pytając jeszcze na koniec „uprzejmie”: „skończyłeś?”. Chodzi o postawę względnej otwartości i naprawdę dania przestrzeni na to, żeby Twój partner mógł wyrazić to co przeżywa.
* Podejmij neutralny temat
Najłatwiej zacząć od nawiązania do codziennych obowiązków: „kto odbiera dzieci z przedszkola?”, „co potrzebujesz ze sklepu?” itp. Cokolwiek, co przerwie ciszę jest krokiem w kierunku zażegnania kryzysu.
* Wykonaj gest
Jeśli trudno Ci powiedzieć cokolwiek – wykonaj jakiś gest będący po części oznaką, że Ci przechodzi, po części sygnałem, że chcesz się „pojednać”. Ugotuj coś, zrób partnerowi kanapki do pracy, nakryj stół do wspólnej kolacji, kup ulubiony jogurt partnera, umyj partnerowi samochód, wyjdź z psem jeśli wiesz że to partnera odciąży. Gest bywa prostszy, niż przełamanie milczenia słowami
* Zmniejsz dystans fizyczny
Dotknij partnera za rękę, pogłaszcz po głowie, połóż nogi na jego/jej kolanach, przytul się. Znowu – pokażesz w ten sposób, że stajesz się gotowy/a na przerwanie uporczywej ciszy. Kontakt fizyczny potrafi w takiej sytuacji zdziałać cuda. Dotykasz, a potem jakoś idzie.
* Napisz
Jeśli na ten moment nie jesteś w stanie przerwać ciszy słowem, gestem czy poprzez kontakt fizyczny – możesz napisać. O tym co się aktualnie z Tobą dzieje, o tym jak widzisz całą sytuację, o tym czego Ci aktualnie potrzeba. List, mail, sms – możliwości jest co najmniej kilka. Jeśli i to jest zbyt trudne, możesz napisać po prostu coś przyjemnego: „mimo wszystko miłego dnia”, „nie lubię się sprzeczać” lub chociaż neutralnego np. dotyczącego spraw techniczno-logistycznych: „czy możesz po pracy zrobić zakupy?”. Pamiętaj – cokolwiek co przełamie ciszę jest dobrym punktem wyjścia.
* Zgłoś się po pomoc do fachowca
Gdy Twoja skłonność do korzystania ze strategii cichych dni zaczyna przybierać na sile i w żaden sposób nie potrafisz poradzić sobie z tym szkodliwym nawykiem – zawsze możesz udać się do kogoś (psycholog, psychoterapeuta) kto pomoże Ci zbadać przyczyny tego co się dzieje i poszukać sposobów na zmianę. Zmianę, która posłuży zarówno Tobie jak i Twojej relacji z partnerem/partnerka.