ODPOWIADAM NA LISTY DO REDAKCJI SERWISU SYMPATIA – O TYM JAK POGŁĘBIĆ WGLĄD W SIEBIE

Witam,

Mam na imię Marcin. Jestem na waszym portalu od kwietnia 2015 roku. Jestem aktywnym poszukiwaczem swojej „drugiej połówki”. Krótko opisując siebie: posiadam wykształcenie wyższe (2 tytuły magisterskie – Zarządzanie i Finanse i Rachunkowość), pracuję jako księgowy. Jestem bardziej introwertykiem niż ekstrawertykiem. Do moich zainteresowań należą historia, mitologia, piłka nożna, teleturnieje, literatura antyczna. Byłem dobrym studentem – czwórkowo-piątkowym. Mam lat 31, mieszkam w Łodzi. Oczekiwania moje co do dziewczyny jaką poszukuję: Katoliczka, mile widziane wyższe wykształcenie, chcąca w przyszłości założyć rodzinę, mieć dzieci. Lubię dziewczyny o blond włosach, o normalnej budowie ciała (ewentualnie jak to ujmujecie na Sympatii: lekko puszysta :). Panna, bez dzieci. Niestety mimo wieku jaki mam nigdy nie miałem dziewczyny, choć dużo ich poznałem (i doszło do przynajmniej 1 spotkania) na Sympatii – dokładnie 27. Nie pomyliłem się wcale w liczbie jaką napisałem. Niestety nie jestem „dobry” w poszukiwaniu dziewczyny, nigdy taki nie byłem (chodzi w szczególności o przekonanie do siebie, bo jak widać po liczbie poznanych z tym jest całkiem dobrze). Czy sądzą Państwo, że warto bym jeszcze szukał swojej wybranki? Oczywiście wiem, że mówi się iż „Na miłość nigdy nie jest za późno”, ale jak widać po moim wieku potwornie długo już czekam. A sporo singielek w moim wieku są rozwódkami albo z dziećmi, czego też bym nie akceptował. Nawet jakby udało się znaleźć mi Tę Jedyną to też by powstały u mnie obawy czy dam sobie radę, bo doświadczenia nie mam w poważnym związku, a jak wytłumaczyłbym fakt, że nigdy w związku nie byłem (ewentualnie jak uniknąć tego tematu). Czy mogliby Państwo doradzić coś do tych problemów? Oczywiście spośród tych 27 dziewczyn też były takie, które udało mi się poznać i spotkać dużo też sam skreślałem albo wzajemnie się sobie nie spodobaliśmy. W mijającym roku 2020 poznałem tylko 3 dziewczyny (duży wpływ na tak małą liczbę oczywiście ma pandemia COVID-19, bo w związku z zamkniętymi kawiarniami, gdzie zawsze lubiłem poznawać i umawiać się z dziewczynami nie było za bardzo gdzie. Gdyby nie COVID to jestem przekonany, że poznałbym co najmniej drugie tyle). W styczniu Justyna – piękna blondynka, ale potem się okazało, że jest po rozwodzie i ma dziecko – ukrywała jakiś czas przede mną te fakty, ale potem oczywiście do niczego nie doszło w związku z tym. W czerwcu poznałem Wiktorię, o której więcej poniżej. I jeszcze w sierpniu Paulinę – ona akurat zniechęciła mnie na spotkaniu swoimi słabymi manierami i brakiem wspólnego języka, więc nie przedłużaliśmy znajomości. Może by lepiej zobrazować swoje problemy opiszę teraz czerwcowe spotkanie z Wiktorią o której napisałem powyżej. Do Wiktorii pierwszą wiadomość wysłałem pod koniec maja – widziałem po profilu, że szuka czegoś poważnego. Miała 27 lat. Od razu znaleźliśmy wspólny język, zaczęliśmy dużo przez najbliższe dni pisać ze sobą. Już rano kolejnego dnia zaproponowałem spotkanie. Zdecydowanie się zgodziła. Sama pisała, że po moim profilu i po moich wiadomościach uważa, że jestem inteligentnym, interesującym mężczyzną. Przez kilka dni, dużo pisania całymi godzinami, odkrycie, że mamy dużo wspólnych zainteresowań. Jak sobie powtarzałem w myślach „Nie mogę tego zepsuć!”. Był czwartek, zaprosiłem ją do „Kociej Herbaciarni”, bo wiedziałem, że bardzo lubi koty. Jak już się pojawiła podałem jej rękę na przywitanie – troszkę zdziwioną minę zrobiła jakby pomyślała „Myślałem, że buziakiem mnie przywita a on mi rękę podaje!” – oczywiście to jeszcze nic takiego. Troszkę podstresowany prowadząc ją do lokalu troszkę ją wyprzedziłem idąc z nią, może też trochę nieeleganckie było, że trochę damę w tyle zostawiłem. A sama randka już w herbaciarni super – 3 godziny rozmowy tak jak się spodziewaliśmy , wspólny język – i mieliśmy wrażenie, że moglibyśmy tak do ciemnej nocy siedzieć, ale o 20 już zamykali lokal. Wiktoria była zachwycona moimi sukcesami w teleturnieju Jeden z Dziesięciu (wygrałem Wielki Finał), moim wykształceniem, w ogóle określała mnie jako bardzo interesującego faceta. Niestety zdaje się, że spacer odprowadzający wszystko zniszczył. Wtedy zdaje się, że powiedziałem kilka rzeczy, których nie powinienem mówić. Przede wszystkim sądzę, że ją zniechęciło jak mnie w połowie drogi spytała mnie „Czy my idziemy do jakiegoś samochodu?” – wiedziała, że mam samochód, ale teraz go nie zabrałem, bo ten spacer tak spontaniczne wyszedł i mogła czuć się zawiedziona, że kandydat jej nie odwiózł – trochę narzekała, że ręka ją boli bo mówiła, że kilka dni wcześniej spadła z rowera, więc mogła się trochę zniechęcić tym, że kandydat się nie zatroszczył o nią. Ale zdaje się jeszcze bardziej zniechęciło ją coś innego. Kiedy szliśmy spytałem ją w pewnym momencie „Daleko ten Twój domek jeszcze?” – Odparła „Jakieś 10 minut pieszo jeszcze” – ja odpowiedziałem „O to w sumie odprowadzę Cię pod dom”. Wtedy Wiktoria odwróciła się i trochę głośniejszym tonem powiedziała „No przepraszam, może nie tym razem, nie chciałabym by odprowadzała mnie osoba, którą widzę pierwszy raz!” Jeszcze wtedy nie byłem świadom, że naprawdę tak ją tym wystraszyłem, zniechęciłem. W końcu stanęliśmy w jednym miejscu powiedziałem „No OK, Wiktoria, myślę, że możemy tu zakończyć na dziś”. Powiedzieliśmy sobie kilka miłych słów na pożegnanie, podziękowaliśmy za nie, ale też dodała „Ale Marcin, nie czuj się urażony, że nie pójdziemy dalej pod mój dom”. Potem dopiero w drodze powrotnej dotarło do mnie, że ona źle zinterpretowała moje słowa o odprowadzeniu pod dom. Przecież ja miałem na myśli, że jeszcze tylko kawałeczek, nie to, że chcę się już do domu jej wpraszać!!! Widać po niej było, że cały entuzjazm z niej zszedł – tylko jeszcze 2 godziny później odpowiedziała SMS-em na moje podziękowania za dzisiejszy wieczór. Rano niestety kolejnego dnia napisała, że nie jest zainteresowana dalszą znajomością i życzy mi powodzenia. Ale już nie chciała napisać mi dlaczego. 2 dni później wstawiła mnie na Sympatii na czarną listę. Załamka totalna – taką szansę zepsułem! Ładna dziewczyna, wspólny język, wspólne zainteresowania, miałem atrybuty, które ją przyciągały… Czy naprawdę tak mogłem ją zniechęcić chęcią odprowadzenia pod dom? Czy moglibyście mi doradzić też na podstawie powyższej historii czego powinienem unikać na randkach? Może jakieś stronę internetową możecie mi polecić z poradami co do ubioru na randkę, zachowań, czego unikać? W tej chwili poznałem kilka kobiet na Sympatii i trzymam je jakby „w rezerwie” – czekam aż życie wróci do normy i zacznę je zapraszać do poznania się, a póki co piszę z nimi na portalu.

Rozpisałem się, wiem, ale dziękuję z góry za porady!

Pozdrawiam
Marcin

Szanowny Panie Marcinie,
Przede wszystkim gratuluję Panu sukcesu w tak zacnym teleturnieju. Jest mi ogromnie przykro, że z kolei na polu sercowym nie czuje się Pan dostatecznie kompetentny i pisze Pan o wielu rozczarowaniach. W swoim liście zawarł Pan sporo pytań i prosi Pan o porady. Pomyślałam, że zacznę od kilku swoich refleksji, które nasunęły mi się po jego przeczytaniu. Mam nadzieję, że z nich wynikną określone wskazówki, które to być może się Panu przydadzą.
Pisze Pan o tym, że jest Pan „aktywnym poszukiwaczem drugiej połówki”, a spotkań za Panem faktycznie w bród. Zastanawiam się czy to aktywne poszukiwanie nie jest jakoś kompulsywne, przymusowe, a nawet desperackie? Oczywiście, kiedy czegoś chcemy musimy skierować w to uwagę, energię, czas; bywa, że mieć na to pomysł, plan itp. ale w przypadku relacji nie zawsze się to sprawdza. A też energia desperacji skutecznie zniechęca potencjalne wybranki. Czasem warto wpuścić nieco lekkości, powietrza.
Zwróciłam też uwagę na Pana konserwatywne wartości. Zastanawiam się czy nie myślał Pan o tym, by zacząć bywać w miejscach gdzie może ma Pan takie kobiety spotkać? Wspólnota chrześcijańska? Pisze Pan też o swoich zainteresowaniach. Może spróbować od tej strony? Jakaś grupa zainteresowań?
Jak zrozumiałam, ma Pan za sobą prawie 30 spotkań. Pisze Pan, że powody tego, że te spotkania nie przerodziły się w coś więcej były różne ale mnie ciekawiłoby aby Pana tu o pewne rzeczy dopytać. Bo może jest tak, że jednak jest Pan mocno wymagający i sztywny w tych wymaganiach? Absolutnie warto wiedzieć czego się chce i co jest ważne ale zastanawiam się czy może nie jest tak, że szuka Pan ideału, a nie realnej, mającej swoje słabości kobiety? To przypuszczenie nasuwają mi Pana określenia: „druga połówka”, „ta jedyna”. Być może to tylko sformułowania ale jednak język oddaje naszą wewnętrzną rzeczywistość. Myślę sobie też o Pana stosunku do kobiet. Z listu wybrzmiewa, że jest Pan gentelmanem uważnym na maniery ale chwilami Pana ton bywa lekko wyższościowy, krytyczny. Może warto się chwilę nad tym zatrzymać? W pogłębieniu tej analizy mogłyby pomóc Panu jakieś spotkania dedykowane właśnie chęci pogłębienia osobistego wglądu. Z Pana wypowiedzi wybrzmiewa, że właśnie nie bardzo Pan zdaje sobie sprawę co robi Pan „nie tak?” I tak, być może doświadczenie czegoś co nazywa się treningiem interpersonalnym, grupą otwarcia, grupą kształtującą umiejętności psychospołeczne byłoby jakimś pomysłem. Być może ma Pan też w swoim otoczeniu kogoś życzliwego kto mógłby szczerze i przyjaźnie podzielić się z Panem tym jak Pana postrzega? Takie informacje zwrotne są bardzo przydatne. Jestem też ciekawa Pana osobistej rzetelnej i pogłębionej analizy. Takiej analizy krytyczno-zasobowej. Bo w Pana liście jest sporo różnych pomysłów na to co poszło nie tak ale moim zdaniem to jedynie Pana fantazje, do tego mocno nadinterpretujące. Chodzi mi o Pana sporą koncentrację na tym jak Pana towarzyszka odebrała Pana zachowanie, gesty, słowa, a tak naprawdę nie ma Pan pojęcia co tak naprawdę myślała. Z zawodowego doświadczenia wiem jak bardzo można pomylić się w interpretowaniu intencji, myśli i zachowań innych osób. Stąd mój pomysł, aby zrobić to inaczej. Może nawet wybrać się na konsultację do psychologa? W takim miejscu chodzi właśnie o przyjrzenie się sobie. Bardzo żałuję, że osoby, z którymi byliśmy na randce nie bardzo chcą być nam w tej sferze pomocne. I tu może taki mały apel. Kochani! Ja wiem, że jeśli z kimś Wam nie po drodze, nie jest łatwo to powiedzieć wprost i jeszcze jakoś to uzasadnić. Myślimy o tym, żeby kogoś nie zranić albo mamy inne powody, żeby tego nie robić ale sądzę, że to byłoby ważne. Także dla Was, gdybyście byli/były w sytuacji kogoś komu się dziękuje. Bo oprócz trudnego doświadczenia jakiejś formy odrzucenia (tak to często postrzegacie) moglibyście czegoś się dowiedzieć: o sobie, o mężczyznach, o kobietach, o życiu. Ale wracając do Pana, Panie Marcinie. Skoro już jesteśmy przy życiu. Nie, absolutnie nie uważam, że powinien Pan zakończyć poszukiwania, bo już dla Pana za późno. Bo na życie właśnie za późno nie jest nigdy. Może tylko zastanowić się co zrobić inaczej? I nad tym wszystkim do czego Pana tutaj zachęcam.
Pyta Pan o to czego unikać na randkach. No jest coś takiego jak, nazwijmy to, randkowy savoir vivre, który zawiera na przykład takie zalecenia jak: bądź punktualnie, wyglądaj na przygotowanego ale nie zdesperowanego, trochę mów i sporo słuchaj, bądź ciekawy drugiej osoby, nie upijaj się, nie skąp, nie zasypuj od razu listą obaw czy kompleksów, bądź szczery, zostaw coś na później, dostosuj tempo, unikaj presji, etc. To są wartościowe wskazówki na początek. Może Pan się zastanowić jak z ich realizacją u Pana? Czy na przykład oprócz tego, że Pan, jak zrozumiałam, sporo mówił, był Pan tez ciekawy Pani Wiktorii? Co z presją skoro napisał Pan, że „nie może tego zepsuć”? Podrzucam do zastanowienia.
Mam nadzieję, że sporo z powyższych refleksji może Pan potraktować jako co warto robić czy czego unikać. I też nie tylko w powierzchowny sposób sprowadzając to do zaleceń typu: „unikaj czosnku”, że pozwolę sobie na żart ale w wersji nieco pogłębionej.
Życzę Panu, aby nie tracił Pan nadziei. I oczywiście tego, żeby spotkał Pan kogoś z kim oboje zdecydujecie, że chcecie kolejnych spotkań. I kolejnych. Powodzenia.