Zakochać się..

Kalina (29) od jakiegoś czasu wydaje się „być nieprzytomna”. W pracy nieskoncentrowana, roztrzepana – zupełnie jak nie ona. Co chwila zawiesza się i patrzy w okno, delikatnie się przy tym uśmiechając. A jak głowa nie w oknie, to w telefonie. Gdyby nie ten uśmiech możnaby pomyśleć, że ma jakieś kłopoty. Do tego ta rozpierająca energia i ..Kolega z pracy zauważył też jak Kalina wyładniała. Faktycznie..szczuplejsza, jakby błyszcząca..Nic dziwnego – zakochała się.
Czym właściwie jest zakochanie? Dlaczego zakochujemy się w tej, a nie innej osobie? Co to znaczy, że jest między nami chemia? Dlaczego zakochani pięknieją, chudną, potrafią nie odczuwać zmęczenia? Dlaczego wiosną zakochać się łatwiej? I dlaczego, zgodnie z tym co pokazują komedie romantyczne,  nieodwzajemnione uczucia zajada się czekoladą?
W Wikipedii czytamy, iż zakochanie to stan związania emocjonalnego z drugą osobą. Charakteryzuje się obsesyjnymi myślami o tej osobie, pragnieniem przebywania z nią. W przypadku niedostępności obiektu miłości osoba zakochana cierpi. Tyle internet. Zakochania nie należy mylić z miłością, która jest z goła czymś innym, czym – to może na kolejny artykuł. Zakochanie może jednak do miłości doprowadzić. Z resztą to jego podstawowa funkcja. Dużo łatwiej jest stworzyć związek z kimś, w kim jesteśmy lub byliśmy zakochani. Wyobrażacie sobie bez zakochania umówić  się z kimś właściwie obcym na wspólne życie, mieszkanie, bycie ze sobą na dobre i złe, znoszenie partnera humorów i ciężką pracę nad związkiem? Możliwe, ale trudne. W terapii pary, która przechodzi kryzys psychologowie często odwołują się do tego początkowego, dobrego okresu, żeby na tym wspomnieniu i tej energii móc coś budować. Kto był kiedyś zakochany z pewnością dobrze pamięta ten stan. Brak apetytu, bezsenność, przyrost energii, szwankująca koncentracja, uporczywe myśli o naszym obiekcie „miłości”. Wtedy właśnie mówimy, że między mną a nim/nią jest chemia. I istotnie tak jest. Bowiem w naszym organizmie dzieją się rzeczy szalone. Wydzielają się hormony i neurotransmitery, które w naszym mózgu robią to co potrafią sprawić narkotyki. Z resztą substancja zwana fenyloetyloaminą ( tzw PEA) odkryta przez socjologa Gerarda Crombacha, wydzielana właśnie podczas procesu zakochania nazywana jest narkotykiem miłości. PEA pobudza, doenergetyzowuje, jest odpowiedzialna za przyspieszone bicie serca i brak tchu. Uwaga – potrafi uzależniać. Wiedzą to Ci, którzy po tym jak zakochanie mija i robi się miejsce na miłość – czują się znudzeni i szukają kolejnego obiektu uczuć.  Mogą tak w nieskończoność. Tylko, że wtedy nie dają sobie szansy na rozwinięcie prawdziwej bliskości i więzi. Na szczęście bywa tak, że uzależnieni od zakochiwania zaczynają zdawać sobie sprawę, że na dłuższą metę taki sposób funkcjonowania w relacjach jest powierzchowny i męczący. Wyobraź sobie – głód narkotykowy (głód emocji wywoływanych przez zakochanie) – działka (stan zakochania) – i tak cały czas. Nie ma nic pomiędzy. Można paść z wyczerpania. Ciekawą informacja jest, że fenyloetyloamina występuje również w czekoladzie i serach. Mając tę wiedzę zupełnie zrozumiały staje się filmowy obrazek pt. „zakochana bez wzajemności kobieta zajadająca się przed TV czekoladkami”. Pytanie tylko a) dlaczego nie zajada się serem camembert i b) dlaczego ten obrazek nie dotyczy mężczyzn. Przynajmniej na filmach. A więc PEA. Obok niej: adrenalina, dopamina, noradrenalina, testosteron, endorfiny, oksytocyna, wazopresyna. Całkiem pokaźna mieszanka. Dzięki adrenalinie nie chce nam się jeść, ponieważ ona powoduje zbieranie krwi z żołądka do mięśni. Również dopamina ma swój udział w braku apetytu, a właściwie w tolerancji na głód. Do tego odpowiada za tolerancję zimna, poczucie szczęścia, wiary we własne siły i możliwości. Przez dopaminę Twoja trzeźwa ocena sytuacji zostaje zachwiana. Stąd postrzeganie świata przez tzw. „różowe okulary”. Jeśli uświadomimy sobie, że na wzrost dopaminy wpływa kokaina, możemy wyobrazić sobie po co się ją zażywa. Podkreślam – wyobrazić. Noradrenalina to euforia, energia i poczucie jakbyś był/a na rauszu. Testosteron odpowiada za wzmożone pożądanie seksualne. Endorfiny, znane wielu jako hormony szczęścia wytwarzane przez wysiłek  fizyczny  podczas zakochania wydzielane są w obecności partnera. Odpowiadają za poczucie bezpieczeństwa i błogości w kontakcie z bliską osobą. W działaniu podobne są do morfiny. Oksytocyna (u kobiet) i wazopresyna (u mężczyzn) odpowiada za bliskość i przywiązanie. Widzicie już więc skąd u zakochanego uczucie jakby był na haju. Naukowcy porównują stan zakochania nie tylko do stanu narkotykowego odurzenia, ale także do stanu psychotycznego. Zakochanie jest przyjemne. Niektórzy pytają – dlaczego więc nie może trwać wiecznie? Natura jest mądra. Gdyby trwało zbyt długo  – padli byśmy z wyczerpania. Ile można nie spać, nie jeść i być na rauszu? Ile właściwie trwa proces zakochania? Biorąc pod uwagę chemię w mózgu podobno od 6 miesięcy nawet do 6 lat, choć naukowcy raczej skłonni są do mówienia o granicy 2 do 4 lat. I znów zrozumiałym staje się fakt, że uzależnieni od stanu zakochania najczęściej zmieniają partnerów co dwa, trzy, cztery lata. Powiedzieliśmy już, że zakochanie jest przyjemne. Że ma szereg jeszcze innych zalet: piękniejemy, młodniejemy, chudniemy. Do tego u zakochanych zwiększa się odporność organizmu, zmniejsza się ryzyko różnych chorób (udar, zawał, nowotwór) i redukują się dolegliwości (dzięki endrorfinom podobnym w działaniu do morfiny). No dobrze, a skąd ten efekt, że jesteśmy ładniejsi? Po pierwsze, kiedy czujesz się świetnie to od razu widać. Do tego poprzez wzrost estrogenów (tzw. hormon kochanki, wydzielany podczas jajeczkowania) komórki stają się odżywione. Poprawia się ukrwienie skóry, cera staje się gładka, a włosy lśniące. Chudniesz, dzięki temu, że masz mniejsze odczuwanie głodu i mniej jesz, masz też zwiększoną aktywność. Dzięki zwiększeniu aktywności tarczycy masz szybszą przemianę materii i w ogóle uruchamia się cały organizm (wzrasta akcja serca, aktywność gruczołów płciowych) i następuje zwiększenie wykorzystania rezerw energetycznych. Czy zakochanie więc ma jakieś wady? No cóż, wadą może być wspomniana chęć, by ten stał utrzymał się stale, co z kolei nie jest możliwe. Wtedy istnieje ryzyko rozczarowania relacją (często zupełnie niepotrzebnie) i uzależnienie się od chemii zakochanego człowieka. A dlaczego najłatwiej zakochać nam się wiosną i latem? Przede wszystkim poprzez działanie promieni słonecznych na ciało zwiększa się możliwość wydzielania neurohormonów. Poza tym odsłonięte ciała działające na zmysły, więcej bodźców, zapachów (również feromonów) dokładają swoje. Podobno przeciętny człowiek zakochuje się w ciągu życia ok. 4 razy. Dużo, mało? Podobno również na zakochanie potrzeba nam zaledwie 0,5 sek. I pytanie kluczowe – dlaczego się zakochujemy? Dlaczego w tej osobie? Dlaczego w tym momencie, czasem zupełnie niewygodnym? Co na to wpływa? Czy zakochanie jest zależne od naszej woli? Czy można je wzbudzić lub stłamsić? No i znów nie ma zgodności między badaczami. Istnieją różne teorie na ten temat: zakochujemy się w kimś kto jest podobny (również istnieje teoria podobieństwa twarzy), kto odpowie na nasz aktualny deficyt potrzeb (czyli „mój mąż mnie nie rozumie, a ty tak”), kto spłodzi i urodzi nam zdrowe potomstwo (teorie biologiczne), kto odtworzy ze mną mechanizmy i role z mojego domu rodzinnego (pisałam na ten temat artykuł pt. „nieświadoma motywacja”). Znam też koncepcje np. z filozofii wschodniej dotyczące reinkarnacji mającej wpływ na to do kogo Cię przyciąga. Jest jeszcze jedna interesująca teoria, która mówi o tym, że zakochać możemy się w każdym i zupełnie przypadkowo. Dwaj psychologowie Donald Dutton i Arthur Aron  przeprowadzili mianowicie dwuczęściowy eksperyment na mostach łączących brzegi rzeki Capilano w Kolumbii Brytyjskiej. Jeden z tych mostów był kołyszącą się kładką zawieszoną około sześćdziesięciu metrów nad skałami, drugi znajdował się znacznie niżej i miał solidniejszą konstrukcję. Młodych mężczyzn przechodzących przez mosty zatrzymywała kobieta udająca ankietera prowadzącego badania rynku. Prosiła ich o wypełnienie prostego kwestionariusza, a następnie oferowała im swój numer telefonu na wypadek, gdyby chcieli dowiedzieć się czegoś więcej o jej pracy. Okazało się, że mężczyźni nie tylko znacznie częściej brali numer telefonu na wysokim moście, ale też znacznie większy procent z nich dzwonił później do kobiety. O czym to świadczy? Wiemy już, że kiedy spotykamy kogoś atrakcyjnego nasze serce zaczyna bić szybciej, czujemy się pobudzeni i zmobilizowani do działania.   Badacze  zadali sobie pytanie czy możliwa  jest zależność  odwrotna. A więc  czy osoby, których serce bije szybciej z zupełnie innego powodu np. ze strachu, chętniej uznają napotkaną osobę za atrakcyjną. Eksperyment z mostami miał dowieźć, że istotnie tak jest. Również zdaniem innego naukowca, psychologa z Uniwersytetu w Kalifornii Roberta Epsteina zakochanie może być od nas zależne. Możemy je wzbudzić niemalże w każdym momencie i z każdą napotkaną osobą. Wystarczy przez dłuższy czas robić to, co robią zakochani – szeptać, trzymać się za ręce, patrzeć sobie głęboko w oczy. Ech, gdyby to było takie proste i jednoznaczne.. Dla mnie nie jest. Dla mnie zakochanie, podobnie jak wszystko to co dotyczy relacji i emocji jest pewną tajemnicą. Cieszę się, że te zjawiska są badane i opisywane, ale moja opinia jest taka, że jakiś element niewiedzy będzie zawsze. Może to nawet dobrze? Przez to jest ciekawiej.
A do was mam apel – zakochujcie się, radujcie tym czasem, nie podejmujcie wiążących decyzji w bardzo silnych emocjach, miejcie świadomość tego, że podczas zakochania jesteście  trochę „ogłupiali” , pamiętajcie, że pierwszy szał minie i nie chciejcie go na siłę zatrzymać. A potem zakochanie przeradzajcie w miłość, twórzcie dobre związki, zaakceptujcie zmiany i podsycajcie żar.