W gabinecie psychologicznym często rozmawiam o zaangażowaniu. Wzajemne zarzuty partnerów : „Ty po prostu nie jesteś zaangażowany!”, „Wymagasz ode mnie bezwzględnego zaangażowania, oddechu nie ma jak złapać!”, pytania: „ Czy to znaczy, że on nie jest zaangażowany?”, stwierdzenia: „Nie umiem się zaangażować” są na porządku dziennym.
Np. Joanna (44 l, mężatka, dwoje dzieci) jest zdania, że jej małżeńskie kłopoty spowodowane są jej nadmiernym zaangażowaniem w związek i niedostatecznym ( w jej opinii) zaangażowaniem męża. „ Ja dla rodziny byłabym gotowa zrobić wszystko. Mój mąż, jeśli miałby zrobić coś swoim kosztem nie zrobi nic. Nie wiem jak sobie z tym poradzić”.
Mateusz ( 33) jest z Lucyną (32) od dwóch lat i martwi go, że Lucyna nie ma ochoty na zacieśnienie relacji (wspólne mieszkanie, może ślub). Kiedy Mateusz zarzucił jej, że się nie angażuje Lucyna obruszyła się: „Każdy okazuje zaangażowanie inaczej. Czy naprawdę jedyną oznaką zaangażowania ma być ślub?”.
Basia (46) rozpoznaje u siebie skrajny lęk przed zaangażowaniem: „Obawiam się bólu, zranienia, odrzucenia. Nie chcę cierpieć, bycie samej jest bezpieczniejsze”.
Podobnie Leszek (43) do tej pory nie miał stałego związku, który trwałby dłużej niż 2 lata: „W związku boję się, że się rozpłynę, zatracę, że zniknę. Że będzie związek, moja partnerka, a ja? Gdzie ja będę?”.
Przyjrzyjmy się więc pojęciu, które wywołuje w nas tak skrajne emocje: pragnienie, chęć, potrzebę, tęsknotę, obawę, skrajny lęk i inne. Uporządkujmy informacje.
Czym jest zaangażowanie?
Według amerykańskiego psychologa Roberta Sternberga (twórcy tzw. trójczynnikowej koncepcji miłości) zaangażowanie to „decyzje, myśli, uczucia, działania ukierunkowane na przekształcenie miłosnej relacji w trwały związek oraz utrzymywanie związku pomimo różnych przeszkód”.
Uczucia – czyli przejście z „chyba chcę” na „tak, chcę”. Czujesz, że kochasz, tęsknisz. Czujesz, że to ten/ta. Nie wiesz tego (bo nie możesz wiedzieć), ale tak czujesz.
Decyzje – czyli zadecydowanie, że to z nim/nią decydujesz się na coś trwałego. I wzięcie odpowiedzialności za tę decyzję. Co to oznacza? To bycie ze sobą bez względu na wszystko? Bez względu na poczucie zadowolenia ze związku? Bez względu na zachowanie partnera? Nic z tych rzeczy. Odpowiedzialność za decyzję o zaangażowaniu w związek to decyzja, że chcę o ten związek dbać, pielęgnować go. To decyzja, że nie ucieknę przy pierwszych przejściowych kłopotach i trudnościach. To decyzja, iż wezmę odpowiedzialność za swój wkład w relację. To decyzja, że będę aktywnie wpływał na związek, żeby działo się w nim jak najlepiej. To jak w przysiędze małżeńskiej – to decyzja, iż „uczynię wszystko (co dla mnie możliwe – przyp. autorka), aby moje małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe”. W tak sformułowanej przysiędze nie ma mowy o związku bez względu na wszystko. Poza tym pamiętaj, że aby Twój związek był zgodny i szczęśliwy i Ty musisz być usatysfakcjonowany/a.
Myśli – czyli Twój związek jest obecny również w twojej „głowie”. Myślisz o partnerze, ale nie jedynie w kategoriach przyjemnych wyobrażeń czy marzeń, (choć to też istotne). Myślisz o tym co możesz zrobić dla niej/niego, dla związku. Uwzględniasz go w swoich planach. Zastanawiasz się – czego on/ona pragnie, na co ma ochotę. Co możesz zrobić, żeby polepszyć relację?
Działania – czyli wprowadzenie uczuć, myśli i decyzji w życie. Jednym słowem obok mówienia (że chcesz, że kochasz) – robisz. Jesteś, kiedy potrzeba, a nie jedynie mówisz, że chciałbyś być. Pokazujesz, że Ci zależy, a nie jedynie deklarujesz. Dla mnie to chyba najważniejszy składnik zaangażowania. Najbardziej przejrzysty, żeby okazać i najbardziej jasny, żebyś mógł/mogła poczuć, że on/ona jest zaangażowany/a.
Ja zawsze definiuję zaangażowanie jako codziennie podejmowaną decyzję, że jestem, czasem pomimo trudności. To świadome działanie na rzecz związku.
Zdefiniuj i poznaj definicję partnera
Dowiedzieliście się jak zaangażowanie definiuje psycholog naukowiec (Sternberg) i psycholog praktyk (ja). Zawsze jednak podkreślam, żeby w każdej relacji podyskutować na temat tego jak rozumiemy dane pojęcie, co ono dla nas znaczy. Każdy z nas może mieć nieco inne koncepcje i wyobrażenia, a znacząca część kłopotów i konfliktów w relacjach wynika moim zdaniem z tego, że ze sobą nie rozmawiamy. Wchodzimy w związek z pewnymi założeniami, teoriami niesłusznie zakładając, że druga strona ma tak samo jak my. Czy tak jest w istocie – należy sprawdzić. Może to co my rozumiemy jako zaangażowanie nasz ukochany/a rozumie inaczej. Może inaczej je okazuje? Poznanie siebie samego i siebie nawzajem naprawdę dużo ułatwia. Zanim więc postawisz diagnozę i zarzut – zapytaj, porozmawiaj, sprawdź. To doradziłabym też Mateuszowi. Zasugerowałabym, żeby zapytał Lucynę czym dla niej jest owo zaangażowanie – jeśli nie wspólne mieszkanie, ślub – to co? Może dowie się, że to co Lucyna robi (bierze na siebie organizację wspólnych wyjazdów, opiekuje się jego psem, kiedy on wyjeżdża, mimo, że nie lubi zwierząt ) jest właśnie tym jak Lucyna pokazuje, że jej zależy. Może potrzebuje więcej czasu, może jeszcze nie jest gotowa na dalsze kroki. Nie znaczy to jednak, że nie będzie i że jedynym słusznym rozwiązaniem jest zerwanie relacji (takie przychodzi Mateuszowi do głowy).
Kilka uwag o zaangażowaniu
* Jak wynika z badań zaangażowanie jest składnikiem mającym w związku znaczenie największe (pozostałe składniki miłości to namiętność i intymność). Badane pary były w stanie wyobrazić sobie, że są zadowolone ze związku mimo chwilowych trudności np. w sferze erotyki, ale nie potrafili myśleć o związku jako udanym bez zaangażowania. To właśnie zaangażowanie najsilniej podtrzymuje uczucia.
* Zaangażowanie rośnie w trakcie trwania związku i jest (porównując je z dwoma pozostałymi składnikami miłości) względnie stabilne.
* Zaangażowanie poddaje się świadomej kontroli. To kwestia decyzji i działania na rzecz związku.
* Zaangażowanie nie powinno być mylone z opieraniem wszystkiego na związku. Jeśli budujesz obraz siebie, swoją tożsamość czy samoocenę na podstawie związku (czy jest, jaki jest) – nie mówimy już o zaangażowaniu. To rodzaj uzależnienia, nad którym możesz popracować w gabinecie z fachowcem. Przykładem osoby, której zachowanie wykracza poza to czym jest zaangażowanie jest Joanna. Joanna mówi, że jest gotowa zrobić dla rodziny wszystko, a ja wiem, że dla niej oznacza to całkowitą rezygnację z siebie i swoich potrzeb. To nie jest postawa, z której może wyniknąć cokolwiek dobrego.
* Żeby związek był udany poziom zaangażowania obydwu stron powinien być w miarę porównywalny. Znaczące dysproporcje w zaangażowaniu prowadzą najczęściej do frustracji osoby bardziej zaangażowanej i utraty przez nią wiary, że jej zaangażowanie jest sensowne.
* Nie musisz mieć pewności, żeby się zaangażować. Często słyszę w gabinecie: „Nie angażuję się, bo skąd mogę mieć pewność, że on/ona jest właściwą osobą?” . Nie możesz mieć pewności i nigdy jej mieć nie będziesz. Nic w życiu nie jest pewne. Możesz mieć przesłanki, możesz przypuszczać, wierzyć, ale pewność? Nie liczyłabym, że się jej doczekasz. Wejście w związek zawsze jest ryzykiem. A bez zaangażowania nie zbudujesz dobrej, bliskiej i trwałej relacji.
Czy jesteś zaangażowany?
Odpowiedz na poniższe pytania:
Czy mam z partnerem wspólne cele, plany, marzenia?
Czy widzę nas razem w przyszłości?
Czy jestem w stanie wyobrazić sobie nas za kilka/kilkanaście lat?
Czy z przyjemnością myślę o wspólnej przyszłości?
Czy chętnie przechodzę do kolejnych etapów w związku (wspólne mieszkanie, poznanie rodziny, może ślub, założenie rodziny, budowa domu, wspólny kredyt etc)?
Czy moim celem jest również (obok innych) trwałość i stabilność związku?
Czy w związku z powyższym celem jestem gotowy/a na pokonywanie trudności?
Czy jestem gotowy/a na naukę trudnej sztuki kompromisów, odpuszczania, rezygnacji czy zrobienia czegoś dla dobra sprawy/związku?
Czy robię coś z myślą o nim/niej (to mogą być drobiazgi – kupno ulubionych ciastek czy wymarzonego biletu na koncert)?
Czy zależy mi na tym, żeby sprawiać mu/jej przyjemność?
Czy ważne jest dla mnie, żeby spędzać z nim/nią czas, czy dążę do tego?
Czy w ciągu dnia/tygodnia przypominam się jej/jemu i daję wyraz swojemu zaangażowaniu (telefony, smsy)?
Czy jestem jej/jego ciekawy/a, chcę go poznać i poznawać cały czas?
Czy ważne są dla mnie jego/jej potrzeby?
Czy chcę mieć swój udział w ich zaspakajaniu?
Czy chętnie się przy nim otwieram, odsłaniam, mówię o sobie?
Czy oprócz deklaracji rzeczywiście działam, nie tylko mówię, ale i pokazuję?
Im więcej odpowiedzi twierdzących tym większy poziom Twojego zaangażowania (lub też umiejętności w jego okazywaniu – warto zwrócić na to uwagę).
Możesz oczywiście pytania odwrócić w stronę partnera. Czy widzisz oznaki jego/jej zaangażowania?
Lęk przed zaangażowaniem
Przykładem osób przeżywających lęk przed zaangażowaniem są Basia i Leszek. Basia obawia się cierpienia związanego z odtrąceniem. Podejrzewam, że pojęcie odrzucenia Basia rozumie znacznie szerzej niż rozstanie. Istnieje prawdopodobieństwo, że każdy konflikt Basia przeżywałaby bardzo osobiście jako dowód braku akceptacji i właśnie odtrącenia. Leszek obawia się w relacji „zniknięcia”. Jemu bliskość i zaangażowanie kojarzy się jednoznacznie z utratą własnego „ja”. Częstą odpowiedzią jakiej udzielają pacjenci na moje pytanie o to czego się boją jest również lęk przed porażką i popełnieniem błędu. Wtedy można popracować nad zmianą przekonań (skąd pomysł, że mnie nie wolno popełnić błędu?) czy redefinicją porażki (czy na pewno rozstanie trzeba traktować w kategoriach porażki?). Czasem jednak przyczyna problemu ma głębsze podłoże (dzieciństwo, relacje bazowe tj. z matką i ojcem, nieprzepracowane doświadczenia z byłymi partnerami) tak jak to ma miejsce w przypadku naszych bohaterów. Praca nad lękiem przed zaangażowaniem może i powinna przebiegać pod okiem wspierającego Cię psychologa czy terapeuty.
Po czym poznasz, że problem lęku przed zaangażowaniem dotyczy właśnie Ciebie? Oprócz oczywistych oznak jak to, że po prostu jesteś swoich obaw świadomy (to już coś), mogą to być sygnały znacznie bardziej subtelne a nawet mocno zawoalowane np.
*Twoje relacje są powierzchowne, puste, czegoś im brak
* Wycofujesz się z relacji, gdy ta zaczyna być rozwojową i zacieśnia się
* Tęsknisz za relacją pełną bliskości i obopólnego zaangażowania, ale „jakoś tak wychodzi”, że takiej nie masz i nigdy nie miałaś/łeś
* Często zmieniasz partnerów
* Jesteś wobec partnerów skrajnie wymagająca/y, nikt Ci do końca nie pasuje, nie masz akceptacji dla wad i słabości drugiej strony
* Wybierasz (choć masz poczucie, że tacy Ci się trafiają) partnerów niedostępnych, z którymi związek z założenia nie jest możliwy (żonaci, na drugim końcu Europy czy świata, bardzo zajętych, uzależnionych etc)
* Nie otwierasz się przed partnerem, nie mówisz o sobie, „sprzedajesz” jedynie swój określony wizerunek
* Od zawsze lub dłuższego czasu jesteś sam/sama (może być oczywiście tak, że tak chcesz i tak wybierasz, ale zastanów się czy aby po prostu nie umiesz inaczej)
Jeśli „zdiagnozowałeś/łaś” u siebie problem, o którym mówimy może dobrze byłoby skonsultować się z „ekspertem”. W gabinecie psychologicznym będziesz mógł/mogła przyjrzeć się ewentualnym przyczynom swoich obaw, popracować nad szkodliwymi przekonaniami po to, żeby nie odbierać sobie szansy na bliskość jaka jest efektem właśnie zaangażowania w związek. Przekonanie, że nie angażując się unikasz cierpienia jest pozorne. Po pierwsze i tak prawdopodobnie cierpisz. Tak przynajmniej mówią pacjenci, choć nie zawsze od razu chcą to przyznać. Tęsknisz, czujesz się samotna/y, zazdrościsz innym, może chorujesz (masz migreny, nie masz energii, ciągle jesteś zmęczona/y) albo cierpisz na uzależnienie (palisz stosy papierosów, samotnie pijesz do lustra, objadasz się czekoladą). Więc to iluzja, że brak zaangażowania Cię chroni. A po drugie nie angażując się odbierasz sobie możliwość na to, co w życiu chyba najpiękniejsze – bliską, satysfakcjonującą relację.