Mity na temat miłości

Każdy z nas ma określone przekonania na temat miłości. Dla każdego znaczy coś innego. Niektóre z tych przekonań są bliższe lub dalsze tego, co na ten temat mówi powszechne doświadczenie, obserwacja czy nawet badania psychologiczne. Jedne z przekonań służą nam i naszym związkom bardziej, inne mniej. Są i takie, które wręcz nam szkodzą, a nasze relacje skazują na porażkę. Przyjrzyjmy się nim.

Jola (44): „Mam kilka związków za sobą, ale wciąż czekam na tego jednego jedynego. Początkowo oczywiście każdy wydawał się tym właściwym, ale wizja, że stanowimy dwie połówki jabłka szybko pryskała. Miłość jest jednak ślepa. Nagle okazywało się, że kompletnie do siebie nie pasujemy. Mijała chemia i zostawała pustka. Dla mnie w miłości idealne porozumienie erotyczne i namiętność są najważniejsze. Jeśli kocham zawsze mam ochotę na bycie z partnerem. No cóż.. Moje związki nie przetrwały próby czasu i pierwszych trudności, co oznacza, że to nie były prawdziwe miłości. Zresztą uważam, że prawdziwa miłość może być tylko jedna. I najczęściej to ta pierwsza. W końcu stara miłość nie rdzewieje, prawda?”.

No właśnie nie do końca prawda. Tak nam się może wydawać, bo pierwsze „miłości” są zazwyczaj niedopełnione, niedończone, często beztroskie lub kojarzone z czasem młodości, który jest czasem szczególnym. To daje nam złudzenie, że gdybyśmy byli z tamtym chłopakiem, tamtą dziewczyną – byłoby inaczej. Prawdopodobnie byłoby, ale nie znaczy to, że lepiej. Mała szansa, że przeżylibyśmy życie bez trudności w relacji, bez konfliktów, bez kryzysów, a o swoim partnerze moglibyśmy powiedzieć, że jest idealny. Ideały nie istnieją. Ani my nimi nie jesteśmy (uff), ani nasz partner, ani nasz związek. Zacznijmy myśleć o naszych związkach jako dobrych dla nas, a nie idealnych. Wtedy większa szansa, że będziemy je w ogóle mieć.
I ten mit o dwóch połówkach jabłka.. Możesz przeznaczyć całe życie na znalezienie drugiej, ale czy nie lepiej myśleć o sobie jako o jabłku całym, pełnym, wartościowym, który szuka drugiego równie pełnego i wartościowego?
Polemizowałabym również z tym czy prawdziwa miłość jest jedna. Według mnie takie podejście jest ograniczające. O ileż lepiej moglibyśmy się czuć mając w doświadczeniu za sobą kilka udanych związków (które z jakiś powodów nie przetrwały), a nie porażki nieudanych. Każda miłość jest inna i porównywanie, wartościowanie jest w moim przekonaniu niepotrzebne.
Czy miłość jest ślepa? Miłość – nie. Zakochanie – i owszem. I na szczęście. To bowiem stwarza szansę na to, że jesteśmy skłonni zaryzykować, zaufać, wejść w relację. A potem przychodzi czas na urealnianie. To czas niekiedy trudny, ale zawsze rozwojowy, a dla mnie mimo trudu radosny. Czy to nie wspaniałe, kiedy Twój partner już wie, że nie jesteś ideałem, a mimo to jest, kocha, wspiera? To dla mnie dowód prawdziwego uczucia. To dowód miłości, nie zakochania.
No i ostatnia kwestia – Jola wiąże miłość głównie z namiętnością. Ja powiedziałabym inaczej – miłość to miłość; namiętność to namiętność. Namiętność nie jest miłością, jest jej składnikiem (obok intymności i zaangażowania). Jest bardzo ważna, ale jak twierdzi prof. Bogdan Wojciszke, (autor książki „Psychologia miłości”) mniej ważna niż np. intymność. Jak pokazują badania: można czerpać satysfakcję z długotrwałej relacji przy wygasającej namiętności, jeśli jest obecna intymność; odwrotna sytuacja jest trudniejsza (jest namiętność, brak intymności). Nie chcę powiedzieć, że namiętność jest nieistotna (zdecydowanie jest), ale mitem jest przekonanie, że jest ona trwała, niezmienna, a jej zmienność w kierunku wygasania świadczy o braku miłości i rozpadzie związku.

Weronika (35): „Miłość to przede wszystkim akceptacja. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym mojemu narzeczonemu powiedzieć, że MA coś zrobić, że sobie czegoś życzę, że stawiam mu jakieś warunki, że ma się zmienić. Bruno jest artystą, jak mogłabym mu przerywać pracę i prosić, żeby wyrzucił śmieci? Miłość to dawanie i staranie się. Ja się bardzo staram – być lepsza, mądrzejsza, bardziej zadbana. Dla niego się rozwijam. Chcę spełniać jego potrzeby i oczekiwania, to mój cel. To powinien być cel miłości. Miłość to czynienie dobra. W moim związku nie ma miejsca na ranienie się, kłótnie. Zawsze staramy się iść na kompromis. Miłość to też wybaczanie. Ja wybaczyłam dwukrotną zdradę. W końcu miłość ci wszystko wybaczy, dobrze myślę?”

Wybaczanie jest ważne i szlachetne, ale nie jest obowiązkiem w miłości. Są osoby, które są w stanie wybaczyć coś, co ktoś inny nie byłby w stanie. I nie można mówić, że ten drugi nie kocha. Przestrzegam przed myśleniem o miłości w ten sposób, ponieważ uważam, że lepiej nie dawać powodów do wybaczania. Niech sformułowanie o miłości, która ci wszystko wybaczy nie będzie furtką dla braku odpowiedzialności czy braku samokontroli.
Miłość to akceptacja. Zgadzam się, ale nie można mylić jej z brakiem jakichkolwiek wymagań czy granic. Miłość to akceptacja osoby, ale już niekoniecznie czyiś zachowań. Nie musisz akceptować tego, że partner nie ma czasu na opiekę nad dziećmi, nadużywa alkoholu etc. Akceptować to nie znaczy zgadzać na wszystko.
Miłość to dawanie. Owszem, miłość to przede wszystkim dawanie. Dając nie chodzi o uzyskanie bezpośredniej korzyści, o to, że ktoś odpowie tym samym. W miłości nie chodzi o bilans, ale moja obserwacja mówi, że jeśli ten bilans jest wyjątkowo nierówny – partner „niedopieszczony” zaczyna być sfrustrowany, a związek zaczyna się chwiać. Dlatego ja wolę myśleć o związku jako o wymianie. Dajesz nie oczekując, ale to nie znaczy, że zupełnie zapominasz o sobie. Dawaj i przyjmuj.
Miłość to staranie się. Tak, warto się starać, bo ono świadczy o naszym zaangażowaniu. Ale to staranie swobodne, bez presji bycia doskonałym. Staranie się to dbanie o partnera, atmosferę. To również dbanie o siebie, ale nie, by zdołać spełnić wszystkie oczekiwania partnera. To nie jest realne. Starać się warto. Ale od siebie dodam – w miłości piękne jest także to, że są momenty, kiedy możemy pozwolić sobie na to, by wreszcie przestać się starać. I to też jest ok.
Miłość to czynienie dobra. Absolutnie. Jednak zupełnie nie zgodzę się z tym, że spory czy konflikty są znakiem tego, że tego dobra nie czynimy. Wymiana zdań, negocjacje, czasem bardzo emocjonalne są nieuniknioną częścią życia związku. Spieramy się, bo jesteśmy różni, bo nam zależy. W tych starciach czasem dochodzi do ranienia się. Dobrze jest zwracać uwagę na słowa, czułe punkty partnera, żeby celowo się nie krzywdzić. Ale nie wiem czy w długotrwałym związku jest możliwe, żeby całkowicie uniknąć wzajemnych zranień. W bliskości zdarzają się obtarcia. Należy ich unikać będąc świadomym, że zupełnie uniknąć się ich nie da.

Iwo (36): „Jeszcze chyba nie dorosłem do miłości. Nie jestem gotowy na to co niesie ze sobą związek. Na te ograniczenia i sceny zazdrości. Ponad wszystko cenię sobie wolność, a związek ją wyklucza. Z Martą było nawet nieźle, ale była zaborcza. Jak jej tłumaczyłem, że nie ma powodu do zazdrości obrażała się twierdząc, że przecież zazdrość jest normalna. Jak to mówiła – to przyprawa miłości. Albo inaczej – że nie ma miłości bez zazdrości. Nie wiem czy chce mi się to znosić. A poza tym za dużo nas różniło. Marta co prawda była zdania, że to świetnie, bo to przeciwieństwa się przyciągają, ale nie jestem pewien. Dla mnie chyba lepiej dobrać się na podstawie podobieństw, ma rację?”

To bardzo trudne pytanie. Z badań rzeczywiście wynika, że pewne podobieństwa mają dla związku znaczenie. Chodzi o wykształcenie i status społeczny. Natomiast cała reszta pozostaje w miłości tajemnicą. Są badania, które potwierdzają, że lubimy ludzi podobnych do nas, a więc łatwiej nam się zaprzyjaźnić będąc podobnymi. Ale czy powstanie między nami coś jeszcze? Chemia, namiętność, pożądanie, miłosna energia? Na to nie ma recepty. Bywa, że zakochujemy się w kimś kto wydaje się być od nas skrajnie różny. Istnieją teorie psychologiczne mówiące, że prawdopodobnie te różnice są pozorne, że na bardzo głębokim nieświadomym poziomie jesteśmy podobni. Mamy podobne doświadczenie, skrypty. Inne teorie wysuwają wniosek, że te różnice umożliwiają nam komplementarność. Ktoś lepiej funkcjonuje przez dawanie, ktoś przez branie, więc związek „działa”. No i pojawia się znów pytanie o nasze potrzeby i przekonania . Dla jednych miłość kojarzy się głównie z siłą i zmiennością uczuć, dla innych ze spokojem i poczuciem bezpieczeństwa. Ta mnogość teorii i hipotez świadczy, że miłość to cały czas pewnego rodzaju wiedza tajemna i niech to czyni jej zaletę, nie wadę.
Czy zazdrość jest wpisana w miłość? Dla mnie niekoniecznie, ale nawet jeśli, to tylko w pewnym stopniu. Zazdrość, która skłania nas do ograniczania drugiej osoby jest w moim poczuciu przemocą. Moim zdaniem świadczy ona raczej o zaniżonym poczuciu własnej wartości i niepewności, niż o sile uczucia. Może szczypta zazdrości przyprawia związek, ale jej nadmiar wypala i niszczy.
Dylemat Iwa: związek czy wolność? Jeśli tak zestawić sprawę, to faktycznie bardzo trudny wybór. Tylko pytanie – czy konieczny? Dla mnie związek nie jest ograniczeniem wolności, ani mojej, ani partnera. Oczywiście nie oznacza to, że życie wygląda identycznie, kiedy jest się w związku czy samemu. Należy uwzględniać drugą osobę w swoich decyzjach, bierzemy za coś odpowiedzialność, ale czy to musi oznaczać stratę? A co z zyskami jakie daje związek? Byłeś i jesteś wolnym człowiekiem, nieistotne w związku czy sam. Nikt nie jest w stanie odebrać Ci wolności, tak jak i Ty nie masz na szczęście mocy odebrania jej innym. Jeśli wolność nie myli Ci się ze swawolą (zupełny brak odpowiedzialności) to związek jej nie zagraża.

Marysia(39): „Mam za sobą dwa poważne związki. W żadnym nie byłam szczęśliwa. Dla mnie kobietę, która jest kochana można poznać po tym, że promienieje. Ja gasłam. Moje wyobrażenia o tym czym jest miłość nie miało racji bytu ani w jednym ani w drugim związku. Dla mnie facet, który kocha wie czego jego kobiecie potrzeba. Moi nie wiedzieli. Nie byli nawet zainteresowani, żeby spełnić moje oczekiwania. Sprawiali wrażenie, jakby nie mieli pojęcia o co mi ZNOWU chodzi. Ksawery powiedział mi kiedyś, że ja sama nie wiem czego chcę. A Kuba, że ja sama ze sobą nie mogę dojść do ładu. Może to i prawda, ale czy nie jest tak, że kobieta staje się sobą dopiero przy mężczyźnie? I że to właśnie po tej jej odmianie i pewności można poznać, że to miłość, że to ten? Moja matka zawsze mi powtarzała, że to jak kobieta czuje się przy mężczyźnie jest jego zasługą. Jeśli dobrze, to właściwy wybór, jeśli źle – niewłaściwy. I że kochający mężczyzna chce się dla kobiety zmieniać. Moi nie mieli na to najmniejszej ochoty.”

Czy kobieta staje się sobą dopiero przy mężczyźnie? Czy mężczyzna staje się sobą dopiero przy kobiecie? Dla mnie takie pomysły są szkodliwe. Przekonanie, że jak go poznam to będę o sobie lepiej myśleć albo jak on mnie zaakceptuje, to i ja zaakceptuję siebie sprawiają, że szukamy kogoś kto nie istnieje. Lub czegoś w kimś, czego nigdy nie możemy dostać. Jeśli nie lubimy siebie żaden związek, żaden partner nas nie uszczęśliwi. Nie ma takiej mocy. To są oczekiwania nie na miarę drugiego człowieka. Ty również nie masz mocy uzdrawiającej. Oczywiście miłość, partner, związek może być cudownym motorem do zmian, ale te możesz wprowadzić tylko Ty sam/a.
Kolejne szkodliwe przekonanie dotyczy mierzenia głębokości miłości stopniem domyślności partnera. Jak kocha – wie czego mi potrzeba. Nieprawda. Często okazujemy miłość drugiemu w taki sposób w jaki sami chcielibyśmy, by nam ją okazywano. A to może nie mieć nic wspólnego z tym czego chce druga osoba. Zakładanie wtedy złych intencji (nie kocha) jest błędem. Żeby móc dostać to czego potrzebujesz musisz o tym powiedzieć. Partner to nie urządzenie rentgenowskie. Ty też nie zawsze potrafisz odczytać czego partnerowi właśnie teraz potrzeba. I ok. – zawsze możesz zapytać.
Czy mężczyzna chce się dla kobiety zmieniać? Z tego co mówią mężczyźni – tak. Ale tylko wtedy kiedy nie muszą. Mężczyźni lubią być mobilizowani, ale nie lubią stawiania im roszczeń i wyrażania ciągłych pretensji i niezadowolenia. Jeśli kobieta jest akceptująca i doceniająca, kiedy prosi czy nawet wymaga – mężczyzna chce się starać. Ale kiedy zmiana mężczyzny jest przyjętym założeniem, a jej brak łączy się z rozczarowaniem mężczyzną – ten odpuszcza. I trudno się dziwić. Postawiłabym hipotezę, że z kobietami może być podobnie. W ogóle byłabym ostrożna wobec osób, które mają pomysł na nas i chcą nas do tego pomysłu dopasować za wszelką cenę. Dla mnie to oznacza, że ktoś nie kocha MNIE, ale wyobrażenie na mój temat albo wizję związku, a nie mnie realną. Naturalnie, mamy jakieś potrzeby, jakieś oczekiwania, ale musimy zdać sobie sprawę, że wiążemy się zawsze z konkretną i realną osobą, która może tym potrzebom sprostać, a może i nie. Pamiętajmy też, że i on/ona ma SWOJE potrzeby i oczekiwania. Przytoczę wam pewien wierszyk:

Ja robię swoje i ty robisz swoje.
Ja nie jestem na świecie po to, by spełniać Twoje oczekiwania.
A Ty nie masz obowiązku spełniania moich oczekiwań
Ty jesteś Ty a ja jestem Ja
Jeśli się spotkamy – to wspaniale.
Jeśli nie – to trudno.
F. Perls

Wspaniałych miłosnych spotkań Wam życzę.