Stres i depresja u lekarzy – przyczyny, objawy, środki zaradcze

Z badań przeprowadzonych przez organizację Beyondblue wynika, że co najmniej 1 na 4 lekarzy doświadczył w swoim życiu objawów depresyjnych lub innego rodzaju zaburzeń emocjonalnych (zaburzenia lękowe, wypalenie zawodowe etc). To zdecydowanie więcej, niż w innych grupach zawodowych. Wyniki badań potwierdzają opinie psychologów/psychoterapeutów współpracujących ze środowiskiem medycznym. Są oni zdania, że zawód lekarza jest szczególnie narażony na objawy z kręgu zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania. Dlaczego? Przyczyn jest wiele. Po pierwsze lekarze długo się uczą i cały czas wymaga się od nich ciągłego kształcenia. Tak naprawdę w tym zawodzie nie ma takiego momentu, kiedy można powiedzieć „wiem wszystko”. Zawsze istnieje możliwość, by być jeszcze bardziej na bieżąco. Do tego dochodzi presja ze strony przełożonych czy środowiska lekarskiego, by podwyższać swoje kwalifikacje, a jednocześnie brak jest czasu na powyższe. Lekarze pracują z reguły w dużym pośpiechu, a przez to w napięciu. Jeśli dojdzie do tego konflikt na poziomie wartości (np. lekarzowi zależy na tym, by poświęcić pacjentowi tyle czasu, ile potrzeba, ale niestety na wizytę ma jedyne 10 minut, z czym lekarzowi trudno się pogodzić) – sytuacja jest trudna w dwójnasób. Lekarze pracują dużo. Jak donosi serwis Konsylium 24.pl jedynie 17 % lekarzy pracuje tyle, ile wynosi etat (37-38 godzin w tygodniu). Polskie i unijne przepisy pozwalają na pracę lekarza w limicie 48 h w tygodniu. Dotyczy to jednak jedynie lekarzy na etatach. Ponieważ wielu z nich pracuje na tzw. kontraktach limity te ich nie dotyczą. W związku z tym są i tacy, którzy potrafią pracować i 92 godziny w tygodniu (10%), a nawet więcej (4% badanych). Lekarze nierzadko dyżurują też w różnych godzinach, często w nocy. To prowadzi do zrujnowania rytmu biologicznego. Praca lekarza to ciągły kontakt z ludźmi (coraz bardziej roszczeniowymi), pomaganie im czyli bycie „dla”, codzienne stykanie się z cierpieniem, chorobami, śmiercią. To musi odbijać się na zdrowiu emocjonalnym lekarzy. Do tego dochodzi ogromna odpowiedzialność, wymagania trudne do zrealizowania, nadmiar zadań, coraz większa biurokracja, poczucie braku wpływu na pewne rzeczy. Lekarze zazwyczaj źle się odżywiają (brak czasu), nie dosypiają (dyżury), palą (rozładowywanie napięcia), piją ryzykownie (1 na 6). To potęguje odczuwalny dla organizmu stres. Nie zapominajmy także, że lekarze mają swoje domy i rodziny, wobec których pełnią określone obowiązki. Wymagania zawodu lekarza wraz ze zobowiązaniami wobec najbliższych pogodzić jest niezwykle trudno. Atmosfera w pracy i relacje między współpracownikami też bywają różne. Wszystkie powyższe czynniki sprawiają, że lekarze doświadczają permanentnego stresu. Podwyższony poziom kortyzolu, adrenaliny i noradrenaliny, obniżony poziomu serotoniny i dopaminy (to właśnie dzieje się w organizmie podczas intensywnego i przewlekłego stresu) degradują układ odpornościowy. Jeśli dodatkowo nie potrafimy rozpoznać niepokojących sygnałów, jakie wysyła nam organizm i nie mamy wiedzy jak sobie z nimi konstruktywnie poradzić – depresja może stać się naszym doświadczeniem. Odnoszę też wrażenie, że lekarzom często towarzyszy wstyd z powodu faktu, „iż sobie nie radzą”, co skutkuje przetrzymywaniem niepokojących objawów nierzadko do momentu, kiedy jest już naprawdę źle.

Co powinno zaniepokoić?

– poczucie obniżenia nastroju
– anhedonia (nic nie cieszy)
– permanentne zmęczenie czy skrajne wyczerpania, brak energii
– poczucie, że nie jesteśmy w stanie się zasilić (naładować przysłowiowych akumulatorów)
– brak umiejętności odpoczywania
– niechęć do pracy, brak motywacji
– irytacja, niecierpliwość
– wybuchowość, agresja
– cynizm wobec pacjentów, zobojętnienie, pogardliwy stosunek
– chęć izolowania się
– niepokój
– brak kontroli (poczucie „nieogarniania” codziennych zadań), tworzenie zaległości
– trudności z koncentracją uwagi, myśleniem, pamięcią
– obniżenie samooceny, negatywna ocena kompetencji zawodowych
– problemy ze snem (bezsenność, nadmierna senność)
– bóle i inne objawy somatyczne, choroby (ból głowy, kręgosłupa, objawy ze strony układu pokarmowego, tachikardia etc)
Powyższe objawy powinny być dla nas informacją, że coś się nie sprawdza. Że w związku z tym potrzebujemy zmiany – czy to w sposobie pracy, odpoczywania, myślenia czy jeszcze w jakimś innym obszarze. I zrobilibyśmy sobie duży prezent, gdybyśmy tym razem tych sygnałów nie zignorowali, ale wykorzystali je dla naszego zdrowia psychofizycznego. I w końcu zadbali o siebie. W jaki sposób?
– dbając o sen (najlepiej regularny, w zależności od potrzeb organizmu minimum 6-8 godzin, naukowcy są zdania, że najbardziej regenerujący sen to ten przed północą)
– dbając o jakość przyjmowanego jedzenia (w końcu to nasze paliwo), nie doprowadzając do długich przerw w jedzeniu, a przez to spadków glukozy we krwi
– dbając o ruch (idealnie, gdybyśmy ruszali się co najmniej kilka razy w tygodniu, psychologowie są zdania, że nie ma innego sposobu na odreagowanie napięcia jak poprzez wysiłek fizyczny)
– dbając o odpoczynek (każdego dnia)
– dbając o relacje z ludźmi (spotkania towarzyskie potrafią być dobrą odskocznią, przyjaciele niezastąpionym źródłem pomocy i wsparcia, a naprawdę głębokie relacje z ludźmi nadają naszemu życiu sens)
– dbając o swoje pasje i hobby (m.in. w celu przeżycia tzw. „stanu flow”czyli niezwykle regenerującego poczucia absolutnego zespolenia z wykonywaną i przeżywaną czynnością)
– dbając o tzw. work life balance czyli odpowiednie proporcje między pracą, a życiem osobistym
To podstawa. Właściwie można by powiedzieć – elementarna higiena życia, o której wszyscy wiemy, ale tylko garstka z nas żyje w ten sposób. Ponadto dobrze robi kontakt z naturą (pod warunkiem, że lubimy), techniki oddechowe i przyzwolenie sobie na nicnierobienie (po prostu bycie, doświadczanie, zmysłowanie). Ale na niewiele to wszystko, jeśli nie popracujemy nad tym co w nas: oparciem w sobie, umiejętnością opiekowania się sobą, odmawiania i odpuszczania. Warto o to zadbać i ze względu na siebie i ze względu na bezpieczeństwo pacjentów. W końcu, zgodnie z hasłem podczas manifestacji lekarzy pod siedzibą Parlamentu Europejskiego: „zmęczony lekarz to martwy pacjent”.