ODPOWIADAM NA LISTY DO SERWISU SYMPATIA – O PYTANIACH, KTÓRE WARTO SOBIE ZADAĆ

Droga redakcjo. Konto na sympatii założyłam, gdy uświadomiłam sobie, że mój związek nie istnieje. Partner żył w swoim świecie wśród wianuszka adoratorek. Dla dobra rodziny tkwiłam w tej chorej relacji i wydawało mi się, że dam radę dzięki temu, że też będę mieć w tym życiu coś wyłącznie dla siebie. I tak poznałam tutaj fantastycznego człowieka, który jest mi przyjacielem i kochankiem. 

Na początku naszej relacji twardo określiliśmy zasady. Żadne z nas nie zmienia życia. Nasze spotkania miały być tylko dla nas be planowania przyszłości. I tak czas biegł.,. w miedzy czasie rozeszłam się z moim partnerem, bo zycie było nie do zniesienia. I tak nagle zrozumiałam, że chcę więcej, chcę budzić się przy osobie, na której mi zależy i która jest dla mnie ważna. 

A on?  Cóż, wychowuje dzieci nastolatki i dla dobra ich nie odważy się nic zmienić. 

Czekam na coś co się pewnie nie wydarzy. Nie umiem Mu powiedzieć, że chcę jego miec zawsze nie tylko na parę chwil w tygodniu. Próbowałam to zakończyć, ale za bardzo tęsknię, próbowałam poznać kogoś innego, ale żaden nie jest taki jak On. 

Jaką decyzję podjąć? Czekać? Zgadzać się na to co mam. 

Zwykła Kobieta

Szanowna Pani,
Zanim przejdę do Pani pytania z końca listu, które, jak mniemam, jest dla Pani kluczowe, chciałabym na chwilę zatrzymać się przy paru poruszonych przez Panią kwestiach. Być może mój komentarz okaże się dla Pani czy kogoś, kto to czyta, przydatny.
Po pierwsze bardzo porusza mnie za każdym razem kiedy ktoś (z reguły kobieta ale oczywiście bywa różnie) mówi, że „dla dobra rodziny” znosi upokorzenia i przemoc/godzi się na notoryczne zdrady i kłamstwa/żyje z czynnie uzależnioną osobą/pozwala na przemoc wobec swoich dzieci – niepotrzebne skreślić. Pani „dla dobra rodziny tkwiła w chorej relacji”. Nie pozwalam sobie na ocenę tego. Mówię tylko o moim głębokim poruszeniu, bo oczywiście nie jest Pani pierwsza i niestety nie ostatnia, która uważa, że dobrem rodziny jest jej przetrwanie. Tylko tyle. To jedyne kryterium. A co z jakością tej rodziny? Co z jakością życia w takiej rodzinie? Co z emocjami jej poszczególnych członków? Pani, dzieci? Czy naprawdę myślimy, że dobro rodziny to jej utrzymanie za wszelką cenę? Za cenę utraty resztek poczucia własnej wartości, godności? Często mówimy, że to dla dzieci. Ja pracuję z tymi dziećmi, które żyły w takich rodzinach. One naprawdę nie myślą, że było strasznie ale ważne, że w rodzinie i razem. Nie. Mówią coś zupełnie przeciwnego. A dzieci widzą, choć my chcemy ukryć. Dzieci czują, choć my nie zawsze chcemy to widzieć. Chcę być dobrze zrozumiana. Rodzina jest wartością. Warto zrobić wiele, żeby zapewnić jej trwałość. Ale trzeba wziąć też pod uwagę koszty oraz to o jaką rodzinę walczymy. Czy naprawdę chodzi nam tylko o to, żeby była? Wiem, że dla niektórych to jest kluczowe. Warto się nad tym bardziej pochylić np. u psychologa. Dlaczego to jest ważniejsze, niż ja i moje zdrowie? Czasem też chcemy zawalczyć o siebie ale nie jest to możliwe np. z przyczyn lokalowych, ekonomicznych, braku wsparcia. Ale to zupełnie inny temat. Chodzi mi o tę frazę „dobro rodziny” i chwilę namysłu nad tym czym ono dla nas jest.
Kolejna rzecz, która zwróciła moją uwagę to opis pewnej iluzji, której czasem zdarza się nam ulegać. Pisze Pani o swojej relacji z poznanym mężczyzną, z którym jasno określiliście zasady. Rozumiem ten pomysł, dorośli ludzie potrzebują się w różnych kwestiach ze sobą na coś poumawiać, szczególnie w Państwa sytuacji. Ale jak Pani i wielu innych przykład pokazuje, można się umówić na zachowania ale nie na emocje. One chodzą własnymi ścieżkami. Bywa, że ulegamy pokusie, żeby umówić się ze sobą, że się w sobie nie zakochamy. Że się nie zaangażujemy. Aż tu nagle.. Tak jak Pani nagle poczuła, że chce więcej.. Pamiętajmy o tym, że umawiać się można ze sobą jedynie na decyzje i działania. Nie na uczucia. Wracając do Pani. Pisze Pani, że „nie umie mu Pani powiedzieć, że chce go na zawsze”. Czy to oznacza, że On o tym nie wie? Czy to, że Pani ukochany nie zechce nic zmienić to Pani wie czy przypuszcza? Bo jeśli Mu Pani nie powiedziała, że się u Pani zmieniło, to może jednak warto? Może On nie zdaje sobie z tej zmiany sprawy? Jeśli wie i chce pozostać przy Waszych ustaleniach, no cóż, ma do tego pełne prawo. Wtedy pozostaje rzeczywiście jedynie pytanie co Pani na to. Ale jeśli nie ma pojęcia o Pani potrzebach? Może warto przełamać lęk i sięgnąć po tę szansę? Załóżmy jednak, że Pani wie, że tu nic się nie zmieni. Czytam, że próbuje Pani poradzić sobie na różne sposoby. Między innymi przez rozstanie ale Pani bardzo tęskni. To zrozumiałe. Nie wiem ile dawała Pani sobie czasu ale z moich obserwacji wynika, że gdybyśmy mieli schodzić się z powodu tęsknoty, która pojawia się w pierwszym okresie po rozstaniu, to niewiele par by się rozstało na dobre. Na wysycenie tęsknoty potrzeba czasu. Czasem sporo. Trzeba ten pierwszy okres przeczekać i wytrzymać. Pamiętajmy też, że to, że coś czujemy nie musi zawsze oznaczać, że musimy za tym podążyć. Gdyby tak było świat byłby nie do zniesienia. Pełen brutalności i ogólnego nieokiełznania. Choć wiem, że tęsknota potrafi być bardzo, ale to bardzo bolesna.. Próbowała też Pani innych relacji. No ale tu wkradł się najgorszy z możliwych szkodników czyli porównania. To banał, ale nie ma innej drogi – musimy pozbyć się porównywać, żeby dać sobie szansę na zupełnie inną jakościowo relację. To niełatwa robota ale konieczna.
Pyta Pani co zrobić? Nie daję sobie prawa na mówienie innym jak mają żyć i jakich dokonywać wyborów. Jestem zdania, że tak się wyraża głęboki szacunek do Pani jako do dorosłej i kompetentnej osoby, nawet jeśli w tej chwili mocno zagubionej. To Pani życie i Pani konsekwencje decyzji, które Pani podejmuje. Nie wyobrażam sobie, tym bardziej nie znając Pani, że mogłabym doradzić jakieś konkretne rozwiązanie. Ale może sobie Pani wyobrazić, że ja coś Pani jednak podpowiadam: Co chciałaby Pani ode mnie usłyszeć? Być może to jest właśnie to co chce Pani zrobić? Nie chcąc też zostawiać Pani samej bez żadnej pomocy, pomyślałam o tym jakie może zadać Pani sobie pytania, które przybliżą Panią do swoich odpowiedzi.
Po pierwsze proszę ocenić swoje warianty wyboru pod kątem swoich wartości, potrzeb, pragnień, celu. Co jest teraz dla pani najważniejsze? Gdzie ta decyzja Panią zabierze?W jaki sposób każda z tych decyzji to będzie dla Pani dobra? Czy to pomnoży Pani szczęście? Czy to poprawi Pani samopoczucie? Czy ta decyzja Pani służy? Czy ta decyzja poprawi Pani życie? Co może Pani zyskać?
Po co dokonuje Pani takiego wyboru, w imię czego? Co to jest za motywacja? Co by Pani zrobiła wiedząc, że się uda? Jakie są możliwe ryzyka i negatywne konsekwencje? Które będzie Pani łatwiej nieść? Co się stanie, jeśli to Pani zrobi? Co się nie stanie, jeśli to Pani zrobi? Co się stanie, jeśli tego Pani nie zrobi? Co się nie stanie, jeśli tego Pani nie zrobi?
Proszę też sobie wyobrazić, że podejmuje Pani określoną decyzję – co się pojawia w ciele, co Pani czuje? Co to dla Pani oznacza? Jak chce Pani wykorzystać tę informację? Jaki nasuwa się Pani wniosek?
Proszę zastanowić się też czego dotyczy Pani wewnętrzny konflikt? Między tak naprawdę czym a czym Pani wybiera?
Może Pani też zapytać swoją nieświadomość. Niektórzy bardzo jej ufają i potrafią z niej korzystać. Jedna moja pacjentka przy trudnych sytuacjach decyzyjnych zwykła zapisywać sobie pytanie na kartce. Przed położeniem się spać myślała o nim chwilę, a kartkę kładła pod poduszką. I czekała na list ze świata nocy. Czyli sen, który miał jej przynieść właściwą odpowiedź. Może i Pani taką przyniesie..