Gdzie ci mężczyźni, czyli czasem czuły, czasem barbarzyńca*

Ten temat chodził za mną już od dłuższego czasu. To pewnie na skutek tego, że moje liczne doświadczenia gabinetowe zdawały się coraz silniej potwierdzać, że tzw. „męskość” znajduje się w fazie potężnego kryzysu. Z jednej strony kobiety żalą się, że „nie ma już prawdziwych mężczyzn”, że współcześni mężczyźni są „niedojrzali, nieodpowiedzialni, samolubni, egocentryczni, słabi, histeryczni, pełni obaw, narcystyczni, nadwrażliwi, nieczuli” – mogłabym jeszcze powymieniać. Z kolei panowie coraz częściej stawiają sobie pytania o to kim są (również jako mężczyźni) i nierzadko są w tych odpowiedziach mocno zagubieni. Niektórzy są też pełni złości na kobiety za to, że te stawiają przed nimi nierealne oczekiwania pt. „ma być męski i wrażliwy”, „ma zapewnić rodzinie byt i dużo spędzać czasu z dziećmi”. Z kolei kobiety mają poczucie stałego obniżania oczekiwań wobec mężczyzn, których oni i tak nie realizują. Jednym słowem od pewnego czasu w gabinetach psychoterapeutycznych coraz silniej wybrzmiewa pytanie: „co to jest męskość?”. Oraz: „co to znaczy męski mężczyzna?”, „jakich mężczyzn chcą kobiety?”, „jacy mężczyźni czują się męscy?”, „jacy mężczyźni podobają się kobietom?”, „co zrobić, żeby być męskim?”, „kiedy mężczyźni czują się ze sobą dobrze?”, „co mężczyzna może zrobić dla swojej męskości?” itp. Odpowiedzią na powyższe pytania jest dla mnie książka Tomasza Kwaśniewskiego i Jacka Masłowskiego „Czasem czuły, czasem barbarzyńca”. Już sam tytuł zapowiada, że książka będzie świetna 😉 A poważnie – uważam, że jest bardzo potrzebna. Przede wszystkim mężczyznom, ale nie tylko. Również nam, kobietom – partnerkom, żonom, matkom (aktualnym, potencjalnym, przyszłym). Czy jest to odpowiedź kompletna – oceńcie sami po lekturze, do której bardzo zachęcam. Ja podzielę się z Wami tym co wydało mi się szczególnie istotne.

Mężczyzna idealny

„Co to jest męskość?” pyta dziennikarz Tomasz Kwaśniewski psychoterapeutę Jacka Masłowskiego. Ten odpowiada: „To jest to czego społeczeństwo potrzebuje od mężczyzn”. Według Masłowskiego ideałem współczesnego mężczyzny jest ktoś kto ma kręgosłup, czyli takie wartości jak: niezłomność, zdecydowanie, odwagę, odpowiedzialność oraz serce, czyli: wrażliwość, miękkość, ciepło, zrozumienie, współpracę. W zupełności się z autorem zgadzam. Dodaje on jeszcze, iż dzisiejszy „mężczyzna idealny” potrzebuje takiej cechy jak elastyczność czyli umiejętność korzystania z kręgosłupa lub serca, w zależności od tego czego wymaga sytuacja. Autor przytacza badania, w których pokazywano kobietom różne zdjęcia mężczyzn. Zadano im pytanie który z nich jest według respondentek najbardziej atrakcyjny. Wybrały strażaka trzymającego na rękach misia pandę, którego ten pierwszy właśnie uratował tego drugiego z pożaru. Czyli wybrały mężczyznę, który wykazał się wartościami zarówno z „kręgosłupa” (odwaga), jak i z „serca” (wrażliwość). Ale uwaga – ten mężczyzna nie mógł być w jednym i w drugim w tym samym czasie. Kiedy walczył z żywiołem korzystał ze swojej niezłomności. Kiedy już nie musiał – mógł nawiązać kontakt ze swoją miękkością. Do tego konieczna jest wspomniana elastyczność. W tym też kryje się klucz do tego, aby wymagań kobiet względem mężczyzn (silny i wrażliwy) nie traktować jako sprzecznych. Kolejną ważną cechą współczesnego mężczyzny jest jego wyrazistość. Jeśli mężczyzna spełnia wszystkie oczekiwania kobiety lub jest nastawiony na ich spełnianie, czy też jeśli cały czas przegląda się w oczach kobiety a swoją samoocenę uzależnia jedynie od jej zadowolenia – to taki mężczyzna jest według autora niewyraźny. A kiedy mężczyzna jest niewyraźny to nie można się na nim oprzeć. Jak mówi Jacek Masłowski: „To jest wata. I kobiety to czują”. Mężczyzna wyraźny jest mocno osadzony w swojej męskości i jest „mocno przy sobie” Oznacza to, że ma wysoką samoświadomość. Zna swoje mocne strony, ale i ograniczenia. Wie jakie ma potrzeby i potrafi je samodzielnie zaspokoić. Jest świadomy jakimi wartościami się w życiu kieruje. Wie co chce w życiu robić. Mężczyzna wyraźny to mężczyzna przewidywalny, z którym można się na coś umówić, który potrafi dać gwarancję. To mężczyzna, który nie boi się kobiet.

Matka

Mężczyzna zaczyna kształtować się w domu. I tak – niektóre z „okoliczności domowych” tę przyszłą męskość wspierają, inne mniej. Jeśli chodzi o postawę mam to najbardziej niesprzyjającą dla przyszłego mężczyzny jest ta, kiedy a) matki „wiedzą za synów” lepiej co oni lubią, czego chcą i co czują , b) wiążą synów ze sobą, c) nie mają zgody na „męskość” syna. Postawę pierwszą dobrze ilustruje anegdotka: Mama woła bawiącego się z innymi synka. Syn wraca do domu i pyta: „jestem głodny?”. Na co matka odpowiada: „Nie, jesteś śpiący”. Nadopiekuńczość, wyręczanie syna ze wszystkiego, brak wsparcia dla jego samodzielności, pozbawianie go wszelkiej odpowiedzialności wspierają syna w jego niedojrzałości. Według autora głównym zadaniem rodzicielstwa jest wychowanie dziecka do autonomii. Postawa druga to sytuacja, w której matka trzyma syna przy sobie. Może to robić na bardzo wiele sposobów, nierzadko sięgając po manipulacje i szantaż emocjonalny. To powoduje, że on nigdy nie dorasta. Niezwykle też trudną sytuacją dla synów jest ta, w której z powodu nieobecności partnera (dosłownej lub np. niedostępności emocjonalnej) matka powołuje do tej roli syna. A on nie ma ani wystarczającej siły, żeby jej odmówić, ani żeby sprostać jej oczekiwaniom. Dlatego też Jacek Masłowski jest zdania, że „matka od pewnego momentu ma syna coraz bardziej odpychać od siebie, wypuszczać.” Żeby on mógł wejść w świat ojca lub choćby innych dorosłych mężczyzn. Postawa numer 3 to ta, w której matka syna zawstydza. Głównie oczywiście w sytuacjach, w której on do głosu dopuszcza swoją męska część np. chce coś zrobić, czymś się wykazać, po coś sięgnąć, zaryzykować, a od matki słyszy np. „daj, lepiej ja to zrobię”, „jak ty się za coś weźmiesz to naprawdę”, lub też w sytuacjach gdzie jego fizjologia dobitnie pokazuje, że jest dorastającym mężczyzną (erekcja, polucje etc). W ten sposób syn „wycina” w sobie to co łączy z byciem mężczyzną.

Ojciec

Ojciec uczy syna czym jest męskość. I znowu – swoim zachowaniem może tą męskość wesprzeć, może jej też zaszkodzić. Zaszkodzi jej, gdy przyjmie jedną z czterech bardzo toksycznych postaw wobec syna: a) postawa „nie istnieję” czyli sytuacja, w której ojciec jest właściwie nieobecny (dosłownie, bo np. po rozstaniu z matką nie utrzymuje  z synem kontaktu, bo cały czas pracuje, lub metaforycznie bo jest  emocjonalnie niedostępny),
b) postawa „zniszczę cię” czyli sytuacja, w której ojciec cały czas rywalizuje z synem, c) postawa „matka jest ważniejsza od ciebie” czyli sytuacja, w której ojciec jest całkowicie podporządkowany matce, d) postawa „podziwiaj mnie” czyli sytuacja, w której autorytet ojca jest autorytetem posągowym i wizerunkowym. Według Jacka Masłowskiego podstawowym zadaniem ojca jest wyprowadzić syna ze świata matki. Dlatego jedną z najważniejszych rzeczy, które ojciec może zaproponować synowi (najlepiej w wieku 5-6 lat) to możliwość spędzania czasu z dala od matki. Najlepiej z nim – ojcem albo w ogóle z mężczyznami. Ojciec też powinien stawiać matce granice, które mają chronić syna przed jej nadopiekuńczością. Ojciec, który tego nie robi, ojciec, który się wycofuje nie daje dziecku wsparcia. Syn w rezultacie nie ma poczucia wewnętrznej mocy i sprawczości. Bo też nie ma skąd jej wziąć. Autor książki podaje pięć cech dobrego ojcostwa: stanowczość – czyli ojciec jest wyraźny, a granice przez niego ustanowione są jednoznaczne; konsekwencja – czyli jeśli się na coś umówisz to później to realizujesz; ciepło – czyli ojciec, który jest przyjazny, dostępny, empatyczny, miękki; wrażliwość – czyli zgoda na to, żeby pozwolić sobie na przeżywanie także innych emocji niż złość; zaangażowanie – czyli obecność, zarówno w życiu syna jak i swoim, bo trudno być obecnym w czyimś życiu nie będąc obecnym w swoim. Ojciec powinien być też uważny emocjonalnie i dawać synowi czas i uwagę. Dając synowi sygnał, że jest dla ciebie ważny (a więc i dla świata) ojciec buduje poczucie własnej wartości syna.

Partnerka

Zachowanie matki i ojca, które wspierają męskość syna służą m.in. temu, by ten mógł wejść w dojrzały, zdrowy i satysfakcjonujący związek z kobietą (autorzy rozmawiają akurat o związkach heteroseksualnych). Według Masłowskiego chłopcy, którzy z pomocą ojców nie odseparowali się od matek będąc już dorosłymi cały czas przeglądają się w oczach kobiet lub kobiety dokładnie tak samo jak niemowlak przegląda się w oczach matki. Separacja jest konieczna, żeby chłopiec a potem mężczyzna zrozumiał, że bez matki można żyć i że nie umrze jak nie będzie obok niego bliskiej kobiety. Mężczyzna, który nie odciął pępowiny nie będzie ani oparciem dla siebie, ani dla swojej kobiety. Taki mężczyzna będzie od partnerki zależny – od jej opinii, nastroju. Oczywiście tak naprawdę jest to zależność nie od partnerki, a od matki, no ale taka sytuacja jest niezwykle konfliktogenna i niezdrowa dla związku. Żeby stworzyć związek wartościowy mężczyzna powinien być od kobiety względnie niezależny. A ona od niego. Taki mężczyzna potrafi zaspokoić swoje potrzeby, a przez to i innych, w innym wypadku jest jak beczka bez dna. Potrafi też sięgać po kobietę, zdobywać ją i otwierać.

Seks

„Mężczyźni myślą tylko o jednym?”. W pewnym wieku rzeczywiście chłopcy charakteryzują się wysoką popędliwością. To tzw. okres czerwonego rycerza (wg Roberta Bly’a, autora książki „Żelazny Jan”). Po tym czasie wchodzą jednak w fazę rycerza białego, w której zaczynają być ważne wartości społeczne. Jednak bezwzględnie chłopcy potrzebują dość długiego czasu na zintegrowanie penisa z sercem. I na nauczenie się tego, aby w seksie się nie tyle sprawdzać, ile być blisko. Wtedy dopiero są w stanie poczuć różnicę między seksem a miłością fizyczną. Jak mówi Masłowski: „W akcie seksualnym, w którym nie jest uruchomione serce wielu facetów ma raczej pomysł, żeby się sprawdzać, coś udowadniać. Natomiast miłość to jest coś takiego, że ty przestajesz się zastanawiać co masz robić, jak się zachowujesz, tylko po prostu w tym jesteś.” Poza tym „jak ktoś wierzy, że musi w sypialni być samcem alfa czyli dawać partnerce długi, dobry seks to nigdy nie zada jej pytania czego ona naprawdę chce” – dodaje. No ale na to, by pozwolić sobie na otwarcie serca i pełen dostęp do siebie trzeba się odważyć. Jak mówi Masłowski: „Zdjąć zbroję i zaryzykować”.

Praca

Dlaczego wielu mężczyzn pracuje tak dużo? Dlaczego praca jest dla mężczyzn taka ważna? Wynika to po pierwsze z przekonania, że jak chcesz być mężczyzną to powinieneś być mocno zajęty. Po drugie w końcu to jak sobie radzisz w pracy jest wykładnikiem tego jakim jesteś mężczyzną. Innymi słowy mężczyźni budują poczucie własnej wartości w oparciu o dokonania i zobowiązania. Stereotypowo męski mężczyzna „zużywa się” na rzecz innych.  Koszty? Ryzyka? Oczywiście zdrowie. A wtedy często taki mężczyzna musi na chwilę odpuścić. Pojawia się uczucie pustki, braku celu, braku sensu. To trudne zarówno dla niego, jak i jego bliskich. Mężczyźni często też nie zdają sobie sprawy z tego, że „dzięki” pracy nie muszą być blisko. Ze sobą. Z innymi. To ich odgradza i to jeszcze w sposób absolutnie usprawiedliwiony. Ba, wręcz niezwykle szlachetny. Ale mężczyzna, który nie jest blisko ani ze sobą, ani z innymi odcina się od źródeł zasilania. I gaśnie.

Zasilanie

Mężczyźni mają kilka podstawowych źródeł skąd czerpią. Nie zawsze jednak są tego świadomi, nie zawsze też potrafią o to zadbać. Pierwszym z nich jest możliwość pobycia samemu. Raz na jakiś czas. „Każdy facet powinien móc pobyć jakiś czas w samotności.” – twierdzi Masłowski. I „trzeba to sobie zakontraktować” – dodaje. Mężczyzna powinien też mieć jakąś swoją przestrzeń, czyli taki swój prywatny ogród. Coś w czym mężczyzna umiejscawia swoje wewnętrzne źródło mocy. To może być jakaś pasja, hobby. „Bez tej przestrzeni facet po prostu więdnie” – twierdzi autor. Kolejna ważna rzecz to relacje. Jak podkreśla psychoterapeuta – relacje, a nie interakcje. Relacje to jest coś w czym możesz zaistnieć jako osoba, a nie jako rola (np. szef). Mężczyzna też powinien mieć kumpli. Idealnie byłoby, gdyby miał też przyjaciela czyli kogoś komu można pokazać się takim jakim się jest naprawdę bez odbijania się fasada od fasady. Na pewno też jedną z rzeczy, którą mężczyzna powinien umieć, żeby móc się nie wypalić to przyjmować wsparcie. Źródła zasilania są niezwykle ważne. Mężczyzna, który o to nie zadba lub ulegnie kobiecie w ten sposób, że wytnie się z relacji z kumplami i wytnie sobie możliwość spędzenia czasu tylko ze sobą to jest tak jakby odciął się od prądu. A w związku z tym jego relacja z kobietą też traci zasilanie. Dlatego odcinanie mężczyzn od źródła mocy nie jest w naszym, kobiet, interesie. Dbanie o siebie rozumiane jako dbanie o swoje potrzeby warunkuje umiejętność cieszenia się życiem. A bez tego nie może być mowy, aby związek był satysfakcjonujący.

Emocje

Jest takie złośliwe powiedzenie, że mężczyźni odczuwają tylko dwie emocje – głód i złość. Tak dla ścisłości – głód to bardziej stan, niż emocja, ale teraz nie o tym. Czy coś w tym jest? Rzeczywiście, z moich zawodowych doświadczeń wynika, że tak jak kobiety mają z reguły przyblokowaną złość (w końcu „złość piękności szkodzi”), tak mężczyźni złoszczą się z łatwością. Ale, żeby rozpoznali w sobie coś innego np. smutek (przecież „chłopaki nie płaczą”) lub lęk („nie bądź jak baba”) – z tym trudniej. Oczywiście jest to generalizacja, nie dotyczy to wszystkich mężczyzn, żeby była jasność. Jednak spora grupa mężczyzn woli się wkurzać, niż bać, niż smucić, niż doświadczać bezsilności. Pod złością często ukryte są inne emocje. Blokada istniejąca na poziomie przekonań („smutek to słabość”, „prawdziwy mężczyzna nie ma prawa się bać”) uniemożliwia mężczyznom nie tylko wyrażanie emocji, ale w ogóle ich odczuwanie. No dobrze, tylko co z tego wynika? Sceptyk mógłby zapytać – ale właściwie po co mężczyzna miałby odczuwać i wyrażać emocje? Po pierwsze – to dobre dla zdrowia, ale ten argument nie jest chyba dla mężczyzn tym najistotniejszym. Ale wyobraźmy sobie sytuację, w której Ty (nieistotne czy jesteś Droga Czytelniczko kobietą czy Drogi czytelniku mężczyzną) rozmawiasz z człowiekiem (w tym wypadku mężczyzną), który nic nie wyraża. Żadnych emocji. Ja mam tak, że taki ktoś niewiele we mnie porusza. Ktoś taki jest dla mnie zupełnie przezroczysty. Jacek Masłowski taką postawę nazywa teflonową. Taki ktoś „niby coś tam mówi, coś tam robi, ale w tym nie ma soku.” – mówi autor. Taka osoba niewiele wnosi do relacji.  Bycie w relacji z taką osobą na dłuższą metę jest po prostu jałowe. Kolejna ważna rzecz – dopóki nie wypuścimy z siebie trudnych emocji np. smutku, dopóty nie będziemy mogli poczuć prawdziwej radości. Mężczyzna, który zaczyna czuć (nie myśleć tylko czuć) – ma o wiele lepszą relację ze sobą i z innymi. Taki mężczyzna czuje jakby złapał głębszy oddech. Taki mężczyzna zaczyna czuć, że żyje.

*Tytuły zostały zaczerpnięte z piosenki w wykonaniu Danuty Rinn i książki Tomasza Kwaśniewskiego i Jacka Masłowskiego