Tatiana (29) zgłasza się na spotkanie po ostatniej kłótni z partnerem. Myśli o rozstaniu, choć deklaruje, że partnera kocha, ale „już nie wytrzymuje”. Pytam Tatianę czego nie wytrzymuje. Tatiana: „Mój narzeczony to dobry człowiek. Ale czasem wstępuje w niego jakiś demon. Wścieka się o byle co, krzyczy. Wszystko mu przeszkadza: buty na środku, szczekający pies, krzywo ukrojony chleb. Nic wtedy na niego nie działa. Próbuję go uspokoić, ale to go jeszcze nakręca. Chowam te buty, uciszam psa, ale to też nic nie daje. Tłumaczę mu coś, ale on jest w swoim amoku. Ostatnio aż się popłakałam, bo nienawidzę jak ktoś na mnie bezpodstawnie wrzeszczy.” „Jak reaguje wtedy Pani narzeczony?” – pytam. „Albo na mnie napada, że histeryzuję albo mnie przeprasza. Generalnie jak mu przechodzi, to widać, że mu głupio. Czasem nawet powie, że nie chciał i żebym mu wybaczyła. Po ostatniej kłótni naprawdę chyba sam się siebie przestraszył. Nawet wspomniał coś o psychologu czy psychiatrze. Powiedział, że nie chce mnie stracić i że wie, że bywa nie do wytrzymania.”
Blanka (35) też myśli o rozwodzie, ale twierdzi, że nie ma odwagi, do tego „są przecież jeszcze dzieci”. Blanka: „Teoretycznie niczego nam nie brakuje. Mój mąż pracuje, utrzymuje nas wszystkich, żyjemy na wysokim poziomie. Właściwie nie odmawiamy sobie niczego. Mąż pije rzadko, nie używa wobec nas przemocy fizycznej. Kolegów praktycznie nie ma, bo prawie non stop pracuje, a uważa, że firma to nie miejsce na szukanie przyjaciół. Nie podejrzewam też, żeby mnie zdradzał. Ale z moim mężem żyje się trudno. Ciągle mu coś nie pasuje. O wszystko się złości, wszystko go drażni, denerwuje. Mam wrażenie, że on nie mówi, tylko krzyczy. Dzieci mi ostatnio powiedziały, że tata im rozkazuje. I coś w tym jest. Wszystko ma być zrobione natychmiast i tak jak on chce. Oczywiście – są lepsze momenty. Ale nigdy nie wiesz kiedy znów go coś zagotuje. A wtedy jest naprawdę nieprzyjemny. Potrafi dzieci wyzwać od idiotów, a mnie od leniwej bałaganiary. Najgorsze jest to, że nawet jak mu przechodzi – on nie widzi swojej winy. Uważa, że widocznie miał swoje powody albo że nic innego na nas nie działa. Nie przeprosił nas chyba nigdy. Kiedyś myślałam, że mu przejdzie, że się zmieni. Jego nerwy zganiałam na stres w pracy, ale tak jest od 10 lat. Nie wiem co mam robić? Jak z nim postępować? Czy jest w ogóle szansa, że uda mi się z nim żyć?”
Zarówno Tatiana, jak i Blanka mają u swego boku partnerów choleryków. Gdyby wiedzę o tym czy istnieje szansa, aby z cholerykiem wytrzymać zasięgać z for internetowych – odpowiedź na powyższe pytanie byłaby mocno pesymistyczna. Podobnie Wikipedia jest wobec choleryków dość surowa.
Choleryk (gr. chole – żółć, stąd „żółć go zalewa”) – typ pobudliwy, przejawiający tendencje do ciągłego niezadowolenia i agresji. (…)Głównym pragnieniem choleryków jest dominacja, od innych z kolei oczekują podporządkowania się i uznania dla swojej ciężkiej pracy. Cholerycy bywają uparci, a ich reakcje na bodźce są szybkie i często nieprzemyślane (…) Gdy ktoś się z nim nie zgodzi, denerwuje się, krzyczy, staje się agresywny. Choleryk to osobnik dominujący, władczy i wyraża to całą swoją postawą i sposobem gestykulowania (…).
Z kolei na podstawie moich zawodowych doświadczeń i obserwacji ja powiedziałabym, że istnieją dwa typy choleryków.
Pierwszy (którego przykładem jest partner Tatiany) to ktoś, kto silnie przeżywa emocje, łatwo się uruchamia, dużo złości (często nieadekwatnie), podnosi głos, w emocjach mówi wiele tego czego normalnie by nigdy nie powiedział, bywa, że rzuca przedmiotami czy kopie napadające na niego meble czy dziecięce zabawki, ale nigdy Cię nie obraża, z reguły przeprasza, po czasie ma wgląd w to co się stało, widzi swój udział w sytuacji, jest świadomy tego, że ma problem z kontrolowaniem emocji i chce nad sobą pracować. Ten typ choleryka jest oczywiście bezpieczniejszy, a życie u jego boku, choć jest z pewnością wyzwaniem – bywa możliwe.
Drugi typ to choleryk – przemocowiec. Takim cholerykiem jest partner Blanki: prawdziwie nieprzewidywalny, niesiony przez emocje, labilny, kapryśny, impulsywny, wybuchowy, dominujący, władczy, despotyczny, oczekujący absolutnego podporządkowania, nie znoszący sprzeciwu, bezkompromisowy, kontrolujący, dyrygujący otoczeniem, narzucający innym swoją wolę, zaborczy (ingerujący w cudze życie, zagarniający czyjąś przestrzeń, podejmujący decyzje za innych, wtrącający się), rywalizujący, wobec siebie bezkrytyczny, nie biorący odpowiedzialności za swoje zachowanie, obarczający winą innych, kategoryczny, z poczuciem nieomylności. Taki choleryk, kiedy krzyczy – potrafi obrażać, przezywać. Nierzadko posuwa się do rękoczynów. Dla niego słowo przepraszam czy przyznanie się do błędu jest uwłaczające. Życie z takim parterem jest bardzo trudne. Mnie się też w takich sytuacjach pojawia pytanie – czy konieczne?
Gdy Twoim partnerem jest choleryk?
Im bliżej Twojemu partnerowi do choleryka typu pierwszego, tym więcej możesz zrobić, aby bez konieczności drastycznych decyzji np. rozstania czy ogromnych kosztów osobistych móc czerpać satysfakcję ze związku.
* Jeśli Twój choleryk wścieka się na atakujące przedmioty („dlaczego to tu stoi”?) czy kierowcę na pasie obok („jak jeździsz, do cholery”?) – nie traktuj tego w żaden sposób osobiście. To nie ma z Tobą związku.
* Określ granice swojej tolerancji, wytrzymałości czy cierpliwości. Np. jeśli Twój choleryk krzyczy w kosmos to jest to dla Ciebie do zaakceptowania, jeśli krzyczy na Ciebie – już nie.
* Określ konsekwencje przekroczenia przez choleryka Twoich granic. Bądź konsekwentna/y w ich egzekwowaniu.
* Ustalcie swoje słowa/gesty będącymi Waszym „stop”. Używaj ich jako ostrzeżenie w sytuacji, gdy Twój partner zaczyna przekraczać granicę.
* Podczas ataku furii u choleryka – nie dyskutuj. Wycofaj się, utnij, bowiem w apogeum gniewu choleryk i tak Cię nie usłyszy.
* Nie odpowiadaj agresją na agresję. Po pierwsze – to choleryka jedynie nakręca. Po drugie – nie używaj metod, które są raniące. Po trzecie – nie daj cholerykowi argumentu, iż Tobie też zdarza się tracić nad sobą panowanie.
* Nie kładź uszu po sobie. Choleryk tak bardzo jak pragnie podporządkowania, tak nim gardzi. Jeśli chcesz szacunku – nie bądź usłużna/y czy służalcza/y.
* Przedstaw mu swoje zdanie, ale nigdy na forum. Najgorsze dla choleryka to utracić twarz, dać się ośmieszyć. Jeśli Ci na nim zależy – rozmawiaj z nim w cztery oczy. Wyjątek stanowi sytuacja przemocy. Wtedy – mów innym co się dzieje, miej świadków. Nie wstydź się, nie izoluj.
* Nie czuj się odpowiedzialna/y za jego gniew.
* Nie przepraszaj za to, za co nie czujesz się odpowiedzialna/y (umówmy się, buty czasem leżą na środku przedpokoju, nie jest to aż taka zbrodnia).
* Nie zabiegaj o jego spokój, to on jest odpowiedzialny, żeby ochłonąć. Oczywiście możesz zapytać czy możesz coś zrobić, żeby mu pomóc rozładować stres, ale tylko wtedy, jeśli po pierwsze Ty czujesz, że masz na to ochotę, po drugie, jeśli za owe propozycje dodatkowo nie „obrywasz”, i po trzecie, jeśli widzisz siebie jako pomocnika, a nie łagodziciela problemu.
* Nie milcz tzn. nie udawaj, że nic się nie stało. Oczywiście w apogeum jego gniewu lepiej zrobić krok w tył (przeczekać), ale później nie pozbawiaj go konsekwencji jego furii. Chyba, iż uznasz, że atak choleryka nie uderza bezpośrednio w Ciebie (np. nie obraża Cię) i metoda pt. „poczekam aż ochłonie” sprawdza się bez niepokojących następstw dla Ciebie.
*Nie usprawiedliwiaj go.
* Nie podlizuj się.
* Zajmij się sobą.
* Redukuj stres: ćwicz, rób coś dla siebie, relaksuj się.
* Zadbaj o wsparcie: spotykaj się z ludźmi, jeśli potrzeba – skorzystaj z pomocy fachowca (szczególnie w sytuacji przemocy).
* Mimo, iż bohaterkami artykułu są Panie, jest on kierowany również do Panów, których to partnerki zdradzają cechy „choleryczne”