30 urodziny to dla wielu data szczególna. Zauważyłam wśród moich klientów i klientek, że zwłaszcza kobiety przywiązują do nich znaczącą wagę. Tym silniej – im są one bardziej samotne i pragnące związku czy założenia rodziny. O 30 tych urodzinach mówią jak o pewnej granicy, która ma oddzielać młodość od rozpoczynającej się dojrzałości czy też linii, poza którą stworzenie satysfakcjonującej relacji jest znacznie trudniejsze, niż wcześniej. Z kolei każde urodziny po 30 stce bywają jeszcze bardziej stresujące, niż sama 30 stka. „Ja coraz starsza/y, a czas nie stoi w miejscu” – mówią.
Martyna (lat 33, samotna, poszukująca partnera): „ Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że nie ma specjalnej różnicy pomiędzy 29 urodzinami, a 30. Wiem też, że to co kiedyś uznawano za staropanieństwo dziś nie ma racji bytu. Za czasów moich dziadków 33 latka bez męża i dzieci była naprawdę baardzo stara i bez szans na założenie rodziny. Dziś jest inaczej. Mam 3 przyjaciółki, z których tylko jedna jest mężatką. Dzieci nie ma żadna z nas. Ale mimo wszystko 30 stka ma w sobie coś symbolicznego. A każde kolejne urodziny przypominają mi tylko, że minął rok, a w moim życiu osobistym nie zmieniło się zupełnie nic. To mnie dołuje jakkolwiek to brzmi.”
Moi trzydziestokilkuletni pacjenci są zdania, że spotkanie „tego jedynego/tej jedynej” po 30 stce to misja niemalże niemożliwa. Na poparcie powyższej tezy przytaczają szereg argumentów, m.in.:
* Brak napływu Nowych i Nieznajomych
Kiedy jesteśmy w szkole średniej czy na studiach na okrągło (mniej lub bardziej) przewijają się w naszym życiu tzw. nowi ludzie. Imprezy, wyjazdy, dodatkowe zajęcia, praktyki, sezonowa praca – to wszystko sprzyja nowym znajomościom. Kiedy masz lat trzydzieści kilka Twoje grono znajomych jest w zasadzie stałe. Pracy też pewnie nie zmieniasz tak często. Twój tryb życia jest raczej uporządkowany. Na imprezy chodzisz sporadycznie ( w porównaniu z czasami szkolnymi). Zajęć dodatkowych też pewnie nie masz tyle ile podczas studiów. Tak oto pojawia się pytanie – gdzie i wśród kogo poznawać tych Nowych, Potencjalnych?
* Brak czasu
Większość moich trzydziestokilkuletnich klientów jest mocno zajęta. Z racji faktu, iż nie posiadają rodziny – inwestują w swoje życie zawodowe (żeby się czymś zająć, żeby nie myśleć, żeby wykorzystać ten czas, żeby na jakimś polu odnosić sukcesy, żeby być zauważonym i docenionym, żeby móc się samodzielnie utrzymać, etc). Czasem tak intensywnie, że nie mają czasu na nic innego – na wymienione przeze mnie spotkania towarzyskie czy zajęcia dodatkowe. Operują jedynie między pracą a łóżkiem, na którym wykończeni zalegają. Pojawia się pytanie drugie – kiedy poznawać tych Jedynych?
* Większość jest już sparowana
Często słyszę w gabinecie: „Po 30 stce fajni są już zajęci. Jak ktoś jest wolny to znaczy, że coś z nim jest nie tak.” Rzeczywiście prawdopodobieństwo, że ktoś kto mógłby nam się spodobać i jest też sam – po 30 roku życia jest mniejsze, niż powiedzmy przed 30 stką. Z reguły też związki po 30 stce są jednak bardziej stabilne, niż te np. za czasów studenckich. Jak to powiedziała jedna z pacjentek (34 lata): „Jestem w najgłupszym wieku jeśli chodzi o zawieranie nowych znajomości z mężczyznami. Wszyscy interesujący są żonaci, a jeszcze nie rozwiedzeni”. Brutalne, ale coś w tym jest. Oczywiście nie demonizujmy. Ludzkie losy życie różnie plecie, znam i interesujących i samotnych (płci obojga), ale jeśli mamy mówić o statystykach to te faktycznie oddają trend wskazany przez moją pacjentkę.
* Bagaż przeszłości
Kiedy związujemy się z kimś po 30 stce istnieje prawdopodobieństwo, że ten mężczyzna czy ta kobieta ma za sobą określoną przeszłość, z konsekwencjami której będziemy musieli uporać się i my – byli mężowie, dzieci z poprzedniego związku, etc. Nie każdy jest na to gotowy, nie każdy się na to pisze. A jeśli nie – wybór znów ulega zawężeniu, bowiem tych bez bagażu doświadczeń jest mniej, niż tych po tzw. przejściach. Z kolei Ci, którzy zdecydują się na związek z kobietą czy mężczyzną „ z przeszłością” powinni być świadomi, że ich życie, choć bardzo udane, dalekie będzie od sielanki. Bowiem wyzwań, jakie przed nimi stoją nie da się uniknąć. I znów – niektórzy sobie z tym radzą, inni nie. Mówiąc o bagażu doświadczeń nie możemy zapominać o własnym, który nierzadko skutkuje asekuranctwem i nieufnością. To nam nie pomaga.
* Świadomość
Kiedy mamy lat 20 lub 25 nasza świadomość siebie, swoich uczuć, potrzeb, granic, oczekiwań jest niewielka w porównaniu ze świadomością i dojrzałością 30 czy 35 latka. Z reguły oczywiście. Z jednej strony to ogromna wartość i można by rzec – ułatwienie w poszukiwaniu „miłości”. Wiemy czego chcemy, kogo szukamy, co nam nie odpowiada, na co nie mamy zgody, co nas już nie interesuje. Z drugiej jednak – nasze kryteria ulegają w ten sposób zawężeniu. Już nie chcemy być z kimkolwiek, „a potem ewentualnie się dotrzemy”. W ten sposób nawet nie próbujemy. Może to lepiej, bo nie tracimy czasu na coś co i tak nie ma racji bytu. Z drugiej – nie ryzykujemy, nie wchodzimy w związek z kimś kto nie do końca naszym kryteriom odpowiada. A przecież i to się zdarza – zakochanie w kimś, kto nijak nie pasuje do naszej wizji wybranka.
* Oczekiwania
Te są oczywiście zmienne w czasie. Czego innego od życia i związku chce 20 latek, czego innego ktoś po 30 stce. Z reguły gdy mamy lat 30 i więcej pragniemy stabilizacji. Związek ma być stały, partner zaangażowany i odpowiedzialny – to są bowiem podstawy do tego, by założyć ewentualną rodzinę, której wielu z nas pragnie. I znów pojawia się kłopot w postaci ograniczonej ilości odpowiednich kandydatów/ek. Gdy pytam moich samotnych pacjentów/ek czy naprawdę jest aż tak źle – mówią (Liliana 31): „Gdybym zechciała być z kimkolwiek, to oczywiście ktoś taki by się znalazł. Ale ja szukam kogoś, kto nadaje się na męża i ojca. A to już nie jest takie proste”.
* Presja
Z pewnością wielu z Was niejednokrotnie słyszało: mama po spotkaniu z sąsiadką opowiadającą o wnukach – „ A co JA miałam jej powiedzieć? Kiedy JA będę mogła pochwalić się wnukiem?”, wujek u cioci na imieninach – „ A Ty ciągle taka sama? Za parę latek to nikt już cię nie będzie chciał”, babcia podczas składania wigilijnych życzeń – „A ja ci życzę kochana, żebyś w końcu ułożyła sobie życie” (jakby o ułożeniu życia miała świadczyć jedynie obecność partnera/ki, ale to już odrębny temat). Sugestie, docinki, drobne złośliwości, uwagi wprost, oczekiwania, troska, życzenia; do tego wesela koleżanek i tykający zegar biologiczny – wszystko to przez sporą grupę moich pacjentów jest odbierane jako niewiarygodna presja. A ta nie ułatwia. Czujemy się wtedy fatalnie – winni, nieudaczni. Partnera zaś szukamy na siłę, w popłochu. Im bardziej się napinamy i szarpiemy – tym marniejszy efekt.
* Kalkulacja
W wyniku silnej potrzeby bycia z kimś, upływającego czasu oraz presji ze strony innych – szukamy. Szukamy intensywnie. Niektórzy z moich klientów są zdania, że wspomniane motywy wchodzenia w związek powodują, że zamiast się rozluźnić i wsłuchać w swoje serce – dokonujemy chłodnej kalkulacji. Na swoich listach odhaczamy kolejne spełniane przez potencjalnego partnera warunki, nieustająco też oceniamy i kontrolujemy samych siebie. W końcu chcemy, żebyśmy i my w oczach wybranka nadali się na męża czy żonę. Nie ma w tym porywu emocji, spontaniczności. Wszystko wydaje się rozsądne, wyważone, przemyślane. Jednym słowem – płaskie i jednowymiarowe. Dla jednych jest to nie do zaakceptowania, co znów ogranicza pewne możliwości. Inni – godzą się na taki stan rzeczy, jednak często mają poczucie zawarcia mało satysfakcjonującego kompromisu.
* Krzepniemy
Od jakiegoś czasu spotykam się w gabinecie z Wandą (36). Wanda jest samotna i ogromnie spragniona wejścia w związek. Przyszła do mnie, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie „co takiego się dzieje, że wciąż jest sama?” oraz poszukać sposobów na to, żeby kogoś poznać i się z nim związać. Wanda dużo mówi o tym dlaczego nie chce być już dłużej sama. „A jakie są korzyści z tego, że jednak jesteś sama?” – pytam. Wanda jest zdziwiona. „Nie ma chyba żadnych” – mówi. „Jakie straty poniosłabyś wchodząc w związek?” – nie odpuszczam. Wanda po dłuższej chwili zastanowienia: „No pewnie musiałabym zrezygnować z tego jak obecnie mieszkam. Moja kawalerka jest zbyt mała na dwie osoby. Musiałabym się wyprowadzić. A nawet jeśli nie, to pewnie trzeba byłoby podzielić się tą przestrzenią z partnerem. Przestrzenią, którą tak skrupulatnie i z oddaniem zaaranżowałam. No i myślę, że może mojemu partnerowi nie pasowałoby, że kolekcjonuję stare płyty winylowe. I że na wakacje co roku jeżdżę w to samo miejsce i nie wyobrażam sobie, że jest inaczej.” Im dłużej żyjemy w pojedynkę, tym więcej tworzymy własnych nawyków, przyzwyczajeń, rytuałów. Z upływem czasu owe nawyki krzepną i coraz trudniej je zmienić. A bywa, że trzeba, kiedy żyjemy we dwoje. Mimo deklaracji i potrzeby związania się z kimś – nie każdy jest gotowy na zmianę.
Jak wynika z powyższych – po 30 stce bywa trudniej. Co można w takim razie zrobić? Szukać? Jeśli tak, to w jaki sposób? Gdzie? Co myśleć? Jakie mieć nastawienie?
1. Zrób to co możesz.
Miłość to nie matematyka. Dodając dwa do dwóch nie zawsze wychodzi cztery. Chcę przez to powiedzieć, że nie ma na nią jednego przepisu. Nie ma gwarancji, że jak zrobisz dany krok – świat na pewno odpowie Ci w taki sposób w jaki sobie życzysz. Ale nie oznacza to, że warto robić nic. Warto robić tyle ile jest w naszym zasięgu. Warto wykorzystać wpływ jaki mamy na zmianę czy poprawę naszej sytuacji. Jednym słowem – warto wyciągnąć tudzież kupić los. Oto kilka podpowiedzi co możesz zrobić:
* Zapisz się na tzw. zajęcia po pracy.
Co lubisz robić? O czym zawsze marzyłeś/łaś? Czego chciałabyś/łabyś spróbować? Dodatkowy język obcy, taniec, tenis, konie, pilates, szachy? Cokolwiek, co sprawiłoby Ci radość. Jest co najmniej kilka powodów, dla których warto to zrobić. Po pierwsze przestaniesz koncentrować się na tym, że kolejne po południe spędzasz sam/a. Poczujesz się lepiej i odgonisz energię, która wysyła światu przekaz pt. jestem sam/a, smutny/a, zdesperowany/a. Po drugie – wyjdziesz do ludzi, zaczniesz robić to co lubisz, podejmiesz jakiś nowy cel, zaczniesz się uśmiechać. Ludzie radośni i z pasją są ciekawi. Dla samych siebie, a przez to i dla innych. Po trzecie – może kogoś poznasz. Bezpośrednio czyli tam, na zajęciach. Lub pośrednio – jako znajomego Twoich znajomych z zajęć czy też w zupełnie innych okolicznościach przyrody, w których połączy Was pasja czy choćby rozmowa o osprzęcie dla roweru. Im zajęcia mniej indywidualne, tym lepiej. Im więcej możliwości integracji czy dotyku – również.
* Korzystaj z integracji.
To ma związek z tym co lubisz. Jeśli tańczysz – chodź na imprezy taneczne, wyjeżdżaj na wakacje z tańcem w tle. Jeśli kochasz hiszpański – podejmij kurs wakacyjny w słonecznym Madrycie. Jeździsz na rowerze – udaj się na zorganizowaną objazdówkę po Europie. Kochasz swoje miasto – zwiedzaj je w grupie innych pasjonatów. Jesteś domatorem – wejdź choćby na jakieś ciekawe forum, bierz udział w dyskusjach. Cokolwiek co Cię ciekawi, byle z ludźmi. Jestem pewna, że możliwości jest więcej, niż myślisz. W dobie internetu, portali społecznościowych, różnorodnych aplikacji integracyjnych nie jest to takie trudne. A jeśli jakiejś oferty brakuje? Stwórz ją.
* Rozpuść witki wśród znajomych.
Być może miałeś/łaś okazję przekonać się jak działa metoda pt. „jedna pani drugiej pani” np. w kwestii zawodowej. Może szukałeś/łaś pracy i zarzucona informacja wśród znajomych przyniosła efekty w postaci interesującej oferty pracy? Wielu jest zdania, że to często bardziej skuteczny sposób, niż przeglądanie ofert. Powiedz znajomym o swojej sytuacji. Nie chodzi o przekaz: „kochani, jestem zdesperowany i nie mam już nadziei, błagam – znajdźcie mi wreszcie kogoś!”, ale o informację, że jesteś aktualnie sam/a i gdyby uwzględnili Cię w organizowanych imprezach, wyjazdach, spotkaniach – to Ty chętnie. Gdyby też znali kogoś, kto też nie jest w związku i ma ochotę raz na jakiś czas na kawę czy kino – może moglibyście połączyć szyki.
* Załóż konto na portalu randkowym.
Jest to miejsce, w którym szansa na spotkanie kogoś o podobnej potrzebie (wejścia w związek) jest zdecydowanie większa, niż gdzie indziej. Tu sytuacja jest uczciwa – jesteśmy tu, bo jesteśmy sami i chcemy kogoś poznać. Czy zdarzają się oszuści? Tak. Czy zdarzają się tacy, których motywacja jest inna niż Twoja (Ty pragniesz stałości, ktoś przygody)? Tak. Tak jak w życiu, jak wszędzie. Natomiast jeśli mówimy o proporcjach, prawdopodobieństwie i ryzyku to mimo wszystko szansa na poznanie kogoś, kto jest wolny i zainteresowany jest większa tu, niż gdziekolwiek indziej. Dodatkową zaletą portali randkowych są testy dopasowania (jeśli portal ma taki w swojej ofercie), które dokładają swoją cegiełkę do najbardziej optymalnego doboru, a także artykuły i porady specjalistów oraz różnorodne spotkania i wyjazdy integrujące.
* Korzystaj z nowoczesnych sposobów.
Powstaje coraz więcej nowych metod na poszukiwanie partnera. M.in.: speed dating (szybkie randki) czy różne aplikacje na telefon. Wiem, że nie wszystkim taki sposób odpowiada, szczególnie tym, dla których randka to jednak rozmowa, wymiana myśli i przeciągłych spojrzeń. Dobrze to rozumiem. Możliwości są jednak i takie. Można je wypróbować.
* Miej oczy szeroko otwarte.
Niektórzy samotni tak bardzo skupieni są na swoim nieszczęściu lub na szukaniu, że nie widzą nic i nikogo poza. Rozejrzyj się. A może ten nieznajomy z pociągu chciał Cię zagadnąć? A może koleżanka z pracy, z którą pracujesz od lat jest całkiem w Twoim typie? Zdarzają się sytuacje, że tego jedynego poznajesz w sytuacji, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Podnieś głowę. Przyglądaj się. Bądź uważny/a.
2. Odpuść to, na co nie masz wpływu.
Rób to co możesz i co chcesz, resztę zostaw. Wiedz, że masz wpływ na to co robisz, ale na efekt już jedynie w części. Nie ograniczaj swoich myśli i działań jedynie do szukania partnera. Nie napinaj się. Rób swoje. Żyj. Bywa, że odpowiedź ze świata przychodzi właśnie wtedy, kiedy prawdziwie się rozluźnisz.
3. Znajdź zalety obecnej sytuacji.
To prawda, że nie jesteś w stałym, stabilnym związku. Przynajmniej jeszcze nie albo nie na ten moment. Ale:
* Może miałaś/łeś okazję być w kilku związkach mniej trwałych. To pozwoliło Ci zebrać różnorodne doświadczenia, a dzięki nim – dojrzeć. To pozwoliło Ci również uczyć się mężczyzn czy kobiet, a także siebie w różnych relacjach i różnych sytuacjach.
* Może miałaś/łeś okazję doświadczyć nietrwałych, ale namiętnych romansów. To pozwoliło Ci na zaspokojenie potrzeby bycia z różnymi mężczyznami/kobietami. Te doświadczenia pomogą Ci w przyszłości zapanować nad pokusami sprawdzenia jak to jest mieć seks z kimś innym, niż Twój stały partner czy partnerka. Ty już to wiesz i nie musisz ryzykować ważnej dla siebie relacji po to, żeby się o czymś przekonać.
* Wiesz jak to jest być z innymi. Wiesz też jak to jest być samemu. Masz świadomość tego jak trudno jest spotkać tę właściwą osobę. Więc kiedy już ją spotkasz – będziesz umiał/a to docenić. Kiedy masz dwadzieścia kilka lat i związujesz się na życie łatwo się pogubić – w chęci sprawdzenia innych wariantów. Mając lat trzydzieści kilka, a za sobą lata poszukiwań – umiesz ucieszyć się z tego co masz bez potrzeby ryzykanctwa.
* Będąc sam/a – jesteś „panem/panią” swojego czasu. Możesz poświęcić go na to, na co tylko masz ochotę – hobby, wyzwania zawodowe, podróże, pisanie doktoratu. Nie chcę powiedzieć, że w związku jest to nierealne, bo jest, ale trudniejsze. Wykorzystaj ten moment z radością.
* Będąc sam/a – usamodzielniasz się. Samodzielność i niezależność z kolei dają Ci wolność – wolność wyboru. Wyboru bycia z kimś z potrzeby serca, a nie z przyczyn praktycznych – bo wspólny kredyt, bo dwie pensje, bo on odciąży Cię w ciężkich zakupach, a ona zaszyje Ci koszulę. Dzięki samodzielności będziesz mógł/mogła być z kimś, kogo kochasz i kogo chcesz, a nie z kimś kogo potrzebujesz.
I takich związków Wam życzę – z miłości i chęci. Niezależnie od metryki.