– Oddanie się jedynie porywowi hormonów – z wiarą, iż jeśli się kochamy, to wszystko będzie dobrze, bywa myśleniem życzeniowym. Z kolei wybieranie partnera jak samochodu na jednym z popularnych portali aukcyjnych, z listą kryteriów i roszczeń, jest odebraniem sobie wszystkiego tego, co w związkach i miłości smakuje najlepiej – mówi psycholog.
Dla osób w związkach walentynki to okazja do świętowania. Dla tych żyjących w pojedynkę to raczej czas rozmyślań o tym, jak właściwie wybrać partnera, z którym przejdą przez życie. Czy istnieje coś takiego jak idealne dopasowanie? Ile jest prawdy w tym, że z lenistwa wybieramy osoby, które akurat „mamy pod ręką”? I w końcu, jakie warunki powinna spełniać para, by stworzyć relację na długie lata?
Rozmowa z Agatą Wilską, psycholog, prowadzącą psychoterapię indywidualną oraz par (agatawilska.pl). Współautorka bloga www.seanspsychologiczny.pl.
Sylwia Stodulska-Jurczyk: Co się tak naprawdę kryje pod terminem „dopasowanie w związku”?
Agata Wilska: Bardzo dobre pytanie. Myślę, że pod tym terminem kryje się dokładnie to, co ma na myśli ten, kto tego terminu używa. Moi pacjenci używają go bardzo często. W różnych kontekstach. Mówią, na przykład, że do siebie z mężem/żoną nie pasują. Lub proszą mnie, żebym to ja podzieliła się z nimi moją opinią w sprawie ich wzajemnego dopasowania. Osoby samotne pytają mnie, jak znaleźć kogoś, kto by do nich pasował. Zawsze wtedy proszę moich pacjentów, żeby zdefiniowali słowo „dopasowanie”. Bo dla każdego może oznaczać co innego. Ponadto definicja może też ujawnić określone przekonania na temat związku. Na przykład, że wzajemne dopasowanie oznacza to, że się ze sobą we wszystkim zgadzamy. A to jeden z podstawowych mitów dotyczący relacji.
A co o dopasowaniu mówi nauka?
Jeśli chodzi o naukę to i ta rozumie pod tym terminem różne rzeczy. Dane z licznie przeprowadzonych badań zdają się jednak skłaniać ku koncepcji, iż dopasowanie to raczej zbiór podobieństw. Chodzi głównie o podobieństwa w takich obszarach jak: poziom inteligencji, wykształcenie, wiek, status społeczny, wyznanie (kultywowanie podobnych tradycji i rytuałów), wartości (wspólny cel dla związku, co ma tworzyć jego sens, spoiwo), potrzeby (potrzeba bliskości, odległości, wolności, umiejscowienie granic), poglądy (podział ról w związku, zarządzanie finansami, wychowywanie dzieci), opinie, postawy. Część naukowców do tej bazy dodałaby z pewnością jeszcze wspólnotę pasji i zainteresowań.
A co z cechami charakteru? Warto stawiać na podobieństwo czy wzajemne uzupełnianie?
Jeśli chodzi o cechy osobowości, kwestia dopasowania wydaje się być nieco bardziej skomplikowana. Wśród naukowców nie ma zgody, które z cech charakteru „powinny” być podobne, a które „powinny” się uzupełniać. Zgadzają się w jednym – istnieją takie cechy, które powinny być symetryczne i takie, które dobrze, by były komplementarne (m.in.: pesymizm versus optymizm, mówca versus słuchacz). Być może to właśnie w teorii o komplementarności cech w relacji ma swoje źródło koncepcja o przeciwieństwach, które się przyciągają. Natomiast na pytania: „które to z cech?”, a także „jakie są optymalne proporcje pomiędzy podobieństwami a różnicami w związku?” – tu już zgodności brak.
Gdy mówimy o wzajemnym dopasowaniu w relacji, nie możemy zapomnieć o jeszcze dwóch ważnych teoriach. Pierwsza (biologiczna czy też ewolucyjna) zakłada, że przy wyborze partnera kierujemy się dopasowaniem wzajemnych układów immunologicznych. Chodzi o to, aby układ immunologiczny naszego wybranka był jak najbardziej odmienny od naszego. W ten sposób nasze potencjalne przyszłe dzieci powinny być odporne na jak największą ilość schorzeń. Druga teoria (doboru na podstawie motywów nieuświadomionych) zakłada, że wybierając partnera, dopasowujemy go jako tego, który ma w posiadaniu klucz pasujący akurat do naszego zamka.
Czym jest owy zamek?
Chodzi o możliwość odtworzenia pewnego emocjonalnego klimatu z domu rodzinnego (o odtworzenie określonych ról, mechanizmów funkcjonowania). Dopasowanie partnera odbywa się w sposób automatyczny, instynktowny i oczywiście nieświadomy.
A co wynika z Pani codziennej praktyki i pracy z pacjentami?
Jako psycholog-praktyk, kiedy myślę o dopasowaniu, mniej zastanawiam się nad poszczególnymi cechami osobowości, statusem społecznym czy proporcją tego, co symetryczne, do tego, co komplementarne. Nie łudzę się, że ktoś kiedykolwiek dokładanie zbada, wyliczy i da nam gotową receptę na optymalny poziom dopasowania. Ja o dopasowaniu nie myślę jak o zestawie określonych, w dodatku stałych danych. Dla mnie dopasowanie to ciągła praca – ścieranie się, negocjowanie, ustalanie, dochodzenie do porozumienia, uczenie się siebie, kształtowanie, rozwijanie, akceptowanie. Dopasowanie w związku to proces. W dodatku nigdy się nie kończy. Dopasowanie to działanie, aktywność. To także nastawienie. Jeśli wierzę, że ten mężczyzna czy ta kobieta do mnie pasuje (co nie znaczy, że jest idealny/a, również nasze dopasowanie takie nie jest, ale dla mnie jest najlepszy/a) – każdą z jego/jej cech potraktujemy jako pasującą: albo jako podobną do naszej, albo jako wzbogacające uzupełnienie, ewentualnie jako rozwojową lekcję do przepracowania.
Kiedy myślimy o dopasowaniu w ten sposób, pytanie o to, czy my do siebie pasujemy, wydaje się być niepotrzebne. Bo odpowiedź dzierżymy we własnych dłoniach.
Jak wyjaśnić to, że niektórych pociągają zupełnie odmienne osobowości, a inni szukają partnerów o podobnym charakterze? Czy w obu przypadkach para ma takie same szanse?
Rzeczywiście. Istnieją pary, które my psychoterapeuci nazywamy parami symetrycznymi. To pary, w których partnerzy są do siebie bardzo podobni. I takie, które nazywamy komplementarnymi. W tych parach partnerzy „dopełniają się” wzajemnie. To pary, o których mówi się , że właśnie pozornie zupełnie do siebie nie pasują. Dlaczego jedni szukają podobnych, a inni różnych od siebie? Możliwych przyczyn jest kilka. Po pierwsze, wynika to z naszych doświadczeń zebranych w rodzinie pochodzenia. Jak to było u naszych rodziców? Czy to się sprawdzało? Czy chcemy mieć w swoim życiu podobnie? To mogą być oczywiście decyzje świadome i nieświadome.
Na preferencje dotyczące wyboru „podobne czy różne” wpływają również nasze przekonania. Czy bliskość i miłość łączy się nam bardziej ze spokojem, poczuciem bezpieczeństwa (wtedy z reguły bardziej interesują nas podobieństwa), czy też z silnymi emocjami, bodźcami (wtedy raczej sondujemy różnice). Mam też takie obserwacje, iż w parach symetrycznych jest więcej lęku przed odległością między partnerami, a w parach komplementarnych przeważa lęk przed bliskością. Choć jest to oczywiście pewna generalizacja. Z mojego zawodowego punktu widzenia obie pary mają takie same szanse na stworzenie dobrej i trwałej relacji, o ile uporają się z wyzwaniami, jakie przed nimi stoją. Czyli pary symetryczne z akceptacją różnic, niezgodności, separacji, indywidualności każdego z partnerów. A pary komplementarne z przyjęciem bliskości jako czegoś dobrego, niezagrażającego zlaniu i wchłonięciu.
Amerykański psycholog Robert Epstein powiedział, że kluczową rolę odgrywają umiejętności interpersonalne, dzięki którym nawet dwoje ludzi o kompletnie różnych osobowościach może zbudować szczęśliwy i trwały związek. O jakie umiejętności może chodzić?
Z tego, co mówi Robert Epstein wynika właściwie, że sama miłość nie wystarczy. Że kluczowe są pewne umiejętności. I ja się z tym absolutnie zgadzam. Jeśli chodzi o to, jakie umiejętności miał na myśli amerykański psycholog, to wiem, że zawsze dużo mówił o zaangażowaniu. Za jeden z podstawowych mitów uważał ten o idealnych związkach, w których nie ma trudności, a ludzie się nie kłócą.
Ja ze swojej praktyki powiedziałabym o umiejętności rozmawiania. Brzmi być może jak banał, ale proszę mi wierzyć, robimy to rzadko umiejętnie. Umiejętnie, czyli bez wzajemnego oskarżania się i pogardy, ze zdolnością do wejścia w buty partnera. Dodałabym do tego uważność. Chyba te umiejętności uważam za najważniejsze.
John Gottman, autor „7 zasad udanego małżeństwa”, twierdzi z kolei, że ważne jest przede wszystkim to, jak partnerzy porozumiewają się ze sobą oraz to, czy czują, że razem tworzą coś ważnego. Jak to wytłumaczyć?
John Gottman jest zdania, że to, co ma znaczenie dla jakości i trwałości relacji, to nie fakt jak bardzo jesteśmy do siebie podobni lub też jak bardzo się między sobą różnimy. Kluczowa jest komunikacja. Swoją drogą, dlatego psychoterapia par służy przede wszystkim temu, aby partnerzy mogli się ze sobą skomunikować. Usłyszeć, zrozumieć, porozumieć.
John Gottman za najgroźniejsze sposoby komunikacji uważał: krytycyzm (agresywna ocena partnera), postawę defensywną (obrona poprzez atak, unikanie przyjęcia odpowiedzialności za błąd), pogardę (wyśmiewanie się, sarkazm, upokarzające uwagi, złośliwości, podważanie przekonań partnera na swój temat z intencją obrażenia go) i odcinanie się (unikanie kontaktu wzrokowego, uporczywe milczenie lub odpowiadanie półsłówkami; nie odpowiadanie na pytania; udawanie, że jest się zajętym; ignorowanie; zajmowanie się czymś innym; usztywnienie ciała; zablokowanie mimiki). Nazwał je nawet czterema jeźdźcami apokalipsy, czyli czterema siłami niszczącymi związek. Według Gottmana perspektywa, iż wspólnie tworzymy coś ważnego chroni nas przed używaniem tych sposobów komunikacji. Jeśli ze sobą nie walczymy, tylko działamy na rzecz „my” – nie chcemy się wzajemnie karać czy niszczyć.
Społeczeństwo często namawia nas, by nie kalkulować zbyt wiele na temat miłości, tylko oddać się w ręce przeznaczeniu, intuicji i mieć nadzieję, że wszystko się dobrze skończy. Czy to rozsądne podejście?
Ja jestem zwolenniczką złotego środka. Uważam, że wszelkie skrajności są groźne. Oddanie się jedynie porywowi hormonów (bo początkowo nawet nie do końca serca), z wiarą, iż jeśli się kochamy, to wszystko będzie dobrze, bywa myśleniem życzeniowym. Z kolei wybieranie partnera jak samochodu na jednym z popularnych portali aukcyjnych, z listą kryteriów i roszczeń, jest w moim przekonaniu odebraniem sobie wszystkiego tego co w związkach i miłości smakuje najlepiej: emocji, zmysłowania, poznawania, tajemnicy, niedopowiedzenia.
Gdybym miała bardzo uogólnić problemy związkowe moich pacjentów, to powiedziałabym, że są wynikiem przeważnie jednego z tych dwóch podejść. Albo ignorowania pewnych cennych sygnałów w imię romantycznej miłości lub też próby kalkulowania opłacalności i wzajemnego dopasowania. Intuicja, serce, ciało, chemia – z jednej strony. Plus odrobina rozsądku – z drugiej.
Jak ważne jest dopasowanie seksualne? Podczas badania „Pokolenie singli” dokładnie 50 proc. kobiet i 46 proc. panów odpowiedziało, że udane życie seksualne jest bardzo ważnym czynnikiem udanego związku.
Z dopasowaniem seksualnym jest podobnie jak z dopasowaniem w ogóle. Jeśli mamy przekonanie, że dopasowanie jest procesem, a nie czymś stałym i że możemy na nie aktywnie wpływać, to brak świetnego dopasowania w seksie na początku nie musi nas przerażać, a partnera dyskwalifikować. Jeśli zdajemy sobie sprawę z tego, że nad dopasowaniem w seksie możemy pracować, to może się okazać, że początkowe niedopasowanie może się złagodzić.
Oczywiście, że pewien poziom podobieństwa jest pomocny. Czasem wręcz wskazany. Pewnie trudno będzie dograć się komuś, kto seksu nie lubi, z kimś, dla kogo to jest podstawa związku. Z drugiej jednak strony, seks dzieje się między konkretnymi ludźmi, więc może się okazać, że ktoś, kto do tej pory nie czerpał z seksu przyjemności, w danej relacji zacznie się otwierać. I otwartość jest tu chyba słowem kluczem. Jeśli jesteśmy otwarci na to, by nad seksem pracować, a nie uznać, że jeśli się kochamy, to seks się sam załatwi, to może się okazać, że zaczną się dziać cuda.
Co z osobami, które żyły już kiedyś w związkach, teraz ponownie szukają partnera, ale nie ufają zbytnio swojej intuicji? Powinny skorzystać z pomocy znajomych, może portali randkowych?
Jeśli ktoś nie ufa swojej intuicji, czyli tak naprawdę sobie, swoim emocjom, swojemu ciału, swoim doświadczeniom, swojemu myśleniu, to raczej sugerowałabym sięgnięcie po coś, co pomoże się ze sobą skontaktować. Czyli na przykład psychoterapię lub inne pokrewne doświadczenia, jak różnego rodzaju warsztaty, pracę z ciałem. Bo nawet, jeśli znajomi czy portal randkowy pomogą nam dobrze wybrać, to i tak nie będziemy mieć kontaktu z sygnałami ze swojej wewnętrznej busoli. A to jest bardzo ważne nie tylko przy samym wyborze partnera, ale także później, w związku.
Amerykańskie badania pokazały, że jeśli mamy wybierać w zgodzie z naszymi preferencjami lub tym, co jest w naszym zasięgu – to, co mamy pod ręką, zawsze wygrywa (98 proc.). Wygoda?
Podobno rzeczywiście jesteśmy z natury leniwi. I mamy skłonność do wybierania tego co znane. Ale na szczęście życie, miłość i relacje są znacznie bardziej skomplikowane, niż jakiekolwiek wyniki badań, więc odpowiem, że pewnie jest różnie. I że to nie jest takie proste.
Kontynuując, podobno nasze marzenia o partnerze z konkretnymi cechami odchodzą w zapomnienie na korzyść tego, co akurat „jest w karcie”, bez względu na (jak nam się wydaje) złe dopasowanie. Czy skoro mamy taką skłonność, nie powinniśmy rozszerzać na własną korzyść puli tych kandydatów, np. poprzez portale randkowe?
To w tym miejscu mnie pojawia się pytanie, czy to dobrze, czy to źle? Bo oczywiście może być tak, że jest to wynik podejścia, pt. „z braku laku lepszy kit” lub też tak ogromnego pragnienia bycia w związku, że lepszy jest związek jakikolwiek, niż związek udany i wtedy to jest bardzo smutne. Ale może być też tak, że taka rzeczywistość ma związek z rezygnacją z wyśrubowanych wymagań. I to „złe dopasowanie” jest po prostu „dopasowaniem nieidealnym”. Portale randkowe oczywiście mogą dać perspektywę, że tego „kwiatu to pół światu” i w tym sensie być dla kogoś dobre. O ile nie pójdzie nam w drugą skrajność, czyli że skoro mamy taki duży wybór, to nie mogę wybrać. Bo szukam tego „z konkretnymi cechami”, tego idealnego.
Dla kogo są więc internetowe testy dopasowania? Kiedy warto z nich skorzystać?
Po pierwsze – dla kogoś, kto ma trochę zamieszania w swoich potrzebach i preferencjach względem związku. Taki test z racji swojej konstrukcji „wymusi” na użytkowniku znalezienie w sobie pewnych odpowiedzi, istotnych z punktu widzenia budowania relacji. Po drugie – dla kogoś, kto ma mało czasu i potrzebuje pomocy w jakiejś wstępnej selekcji tych osób, z którymi może być mu po drodze. Po trzecie – dla tych osób, dla których ważna jest pewna baza podobieństw w związku. Testy dopasowania z reguły opierają się na teoriach i badaniach dotyczących sondowania tego, co podobne.
Psycholog Lisa Diamond uważa, że ludzie niepotrzebnie zadręczają się pytaniem, czy są wystarczająco dopasowani”, bo jak twierdzi, jeżeli wciąż wypatrujemy jakiegoś niszczącego elementu w naszym związku, zazwyczaj nasze prognozy spełnią się.
Absolutnie tak. Jeśli wierzymy, że nam się uda, to mamy rację. Jeśli wierzymy, że nie, to też mamy rację. Wybierzmy więc. Bardzo dużo zależy od naszego przekonania. Nasze działania są jego pochodną.
Jakie według Pani warunki musi spełnić para, by mogła powiedzieć, że jest na tyle zgrana, by stworzyć związek na długie lata?
Przede wszystkim oboje partnerów potrzebuje chcieć stworzyć taki związek. Po drugie, partnerzy potrzebują również mieć poczucie, że wiele zależy od nich. Nie od przeznaczenia czy określonego dopasowania. Muszą widzieć, że oprócz „ja” i „ty” jest też realny byt w postaci „my”. Ważne, aby mieli z tyłu głowy, że trudności i różnice nie muszą świadczyć o tym, że oni nie są dla siebie. Że o ich „zgraniu” świadczy to, jak owe trudności pokonują, jak sobie z różnicami radzą. Pomocna jest też otwartość na zmiany, te indywidualne każdego z nich, jak i zmiany w ich relacji. Jeśli dodamy do tego uważność, empatię, ciekawość drugiej osoby, chęć rozwoju naszej relacji, to „zgranie” rozumiane jako jakiś zestaw cech nie będzie już takie ważne.