„Kocham za bardzo – co mogę zrobić?”

Na początku roku opowiedziałam Wam historię Katarzyny. Kasia, choć trafiła do mnie z objawami z ciała, których nie rozumiała, w trakcie trwania terapii zgodziła się ze mną, że jest osobą kochającą za bardzo (termin zaczerpnięty z książki Robin Norwood). Bóle głowy były jedynie komunikatem, który to mądre ciało wysyłało do Kasi w nadziei, że odczyta przekaz. I odczytała. Zobaczyła jak długo żyła w potwornym napięciu. Jak była rozchwiana. Jak uzależniała swoje samopoczucie, swoją wartość, swoje funkcjonowanie od tego co działo się w jej związku. Kasia jest u mnie w terapii od roku, więc sporo zdążyła już zrobić. Ale jeszcze trochę zostało. Wyjść z uzależnienia od miłości (używamy tego terminu zamiennie) samodzielnie jest trudno. A też i po co? Profesjonalne wsparcie może okazać się niezbędne, ale jeśli nie jesteś jeszcze na nie gotów/gotowa – niech poniższe wskazówki będą dla Ciebie podpowiedzią co potrzebujesz zrobić, aby sobie pomóc.
Mianowicie:

* Iść na detoks


Kiedy leczymy się np. z uzależnienia od alkoholu wydaje się nam oczywiste, że konieczna jest całkowita abstynencja. Abstrahuję w tym miejscu od innych form wychodzenia z nałogu, np. programach picia kontrolowanego, ale większość specjalistów i niepijących alkoholików zgodzi się co do tego, że abstynencja ułatwia sprawę. A często ją w ogóle umożliwia. Sprawę – czyli zdrowienie. W przypadku uzależnienia od miłości jest podobnie. Może być Ci trudno lub może się to okazać wręcz niemożliwe, aby wyzdrowieć, będąc cały czas w kontakcie z obiektem swoich uczuć. To tak jakby alkoholik leczył się nadal „trochę” pijąc. Jeśli więc jest to technicznie możliwe (nie pracujecie razem, nie mieszkacie obok siebie, choć i miejsce zamieszkania i pracę zawsze można zmienić, czego to nie robili „moi” alkoholicy, gdy w grę wchodziło życie i zdrowie), to lepiej wprowadzić kwarantannę. Przynajmniej czasową, najlepiej stałą. Nigdy nie wiesz co „zrobi Ci” ponowny kontakt. Po co ryzykować? Wyjątkiem jest sytuacja, w której Ty i „Twój obiekt” jesteście parą, a Wasza relacja nie jest szczególnie toksyczna. Wyobrażam sobie to tak, że Ty zauważasz w sobie różne niepokojące Cię mechanizmy i Ty chcesz zrobić z nimi porządek. Wtedy zdrowienie u boku partnera jest oczywiście możliwe. Jednak większość osób uzależnionych od miłości żyje w związkach „szarpanych”, destrukcyjnych. Lub też w ogóle w związki nie wchodzi, tylko platonicznie się zakochuje. Wiele osób uświadamia sobie swój problem dopiero w sytuacji odejścia partnera. Tym osobom ograniczenie kontaktu może być potrzebne.

* Nauczyć się radzić sobie z „głodem” i objawami odstawiennymi


Co się może dziać podczas Twojego detoksu? Możesz być w rozpaczy, w niepokoju, możesz tęsknić, w kółko myśleć o nim/niej. Może Ci się wydawać, że za chwilę zwariujesz. Możesz nie móc znaleźć sobie miejsca. Możesz nie być w stanie „normalnie” funkcjonować. Możesz mieć różne objawy z ciała (bóle, drgawki, brak apetytu). Możesz mieć poczucie, że nie umiesz sobie pomóc, że Twoje życie się skończyło, że nie możesz bez niej lub bez niego żyć. To nie miłość. To objawy odstawienne. Może to co mówię jest trudne, ale alkoholik przeżywa podobne emocje, kiedy chce się napić. Pod twoim „kocham” ukrywają się: „boję się”, „potrzebuję cię”, „nie opuszczaj mnie”, „tylko ty mnie uszczęśliwiasz”, „tylko ty mnie uspakajasz”, „bez ciebie jestem nikim”, „uczyń mnie wartościową”. Różnica między miłością a uzależnieniem jest taka jak pomiędzy wyznaniem: „kocham cię, bo cię potrzebuję”, a „potrzebuję cię, bo cie kocham”.
Jak poradzić sobie z „głodem”?
Po pierwsze przeczekaj. Głód mija. Jeśli usiłujesz zachować abstynencję w postaci np. braku kontaktu, pomocna może okazać się tu technika „24 godziny” czy inaczej „dziś nie zadzwonię/nie napiszę”. Jest to bardziej realne i prostsze do spełnienia niż długofalowa obietnica. Jeśli jest potrzeba, można podzielić ten czas nawet na godziny. Gwałtowny głód można przetrzymać przez godzinę, potem następną i jeszcze jedną. Można też postanowić, że nie wykonam telefonu w tym momencie.
Kolejny sposób to przypomnienie sobie (a najlepiej zapisanie) tego wszystkiego, co doprowadziło Cię do decyzji o detoksie (np. toksyczność relacji, przemoc). Z czasem zaczynamy pomniejszać nasze argumenty i idealizować relację.
Rozwiń film – to następne pomocne narzędzie. Masz silny przymus skontaktowania się? Ok. Pomyśl co będzie dalej? Moi uzależnieni pacjenci zwykli wtedy mówić: „Napiję się piwa. Potem będę chciał kolejne. I jeszcze kolejne. Upiję się. Żona całkowicie straci do mnie zaufanie. Albo się wyprowadzi. Zostanę sam. Zawiodę siebie po raz kolejny. Będzie mi wstyd przyjść na terapię. Więc nie przyjdę i będę pił…”. Opłaca się?
Ważne, abyś unikał/a wyzwalaczy czyli tego wszystkiego co uaktywnia w Tobie chęć kontaktu np. „Wasze” piosenki, miejsca, zdjęcia, wspomnienia, smsy, a także smutne filmy, „upijanie się na smutno” itp.
Ponadto: Zadbaj o wsparcie, rozmawiaj z ludźmi, wychodź z domu, zajmij się czymś, uprawiaj sport, zmień otoczenie, czytaj pomocną literaturę.

* Zrozumieć mechanizm działania uzależnienia

Zrozumienie pomaga. Po pierwsze zmniejsza cierpienie. Po drugie umożliwia poradzenie sobie z czymś. Zapoznanie się z mechanizmem uzależnienia jest ważne, aby osoba kochająca za bardzo miała świadomość, że to co łączy z głębokością swoich uczuć jest w rzeczywistości właśnie uzależnieniem. Uzależnienie od miłości to bardzo silna potrzeba posiadania kochającego obiektu. Osoba uzależniona od miłości odczuwa obsesyjną potrzebę kontaktu z partnerem, ponieważ to skutecznie odwraca jej uwagę od siebie, czyli od trudnych emocji (lęk, smutek) lub wewnętrznej pustki. W taki sposób rezygnuje ona ze swojego życia a wybranek staje się dla niej całym światem. Gdy znika (nie tylko gdy dosłownie odchodzi, ale gdy zajmuje się sobą, nie poświęca należytej uwagi partnerce, gdy się różnicuje) – ona nie ma już nic. Odczuwa nie tylko ból związany z aktualną sytuacją, ale też wszystkie przeszłe trudne uczucia i problemy, które próbowała tym związkiem tłumić. Cierpienie jest nie do zniesienia. Chcąc je zagłuszyć, ponownie „zażywa” kontaktu z partnerem, aby odciągnąć uwagę od bolesnych aspektów swojego życia. W ten sposób stopniowo uzależnia się od niego. Jeśli ten odchodzi – może natychmiast potrzebować związać się z kolejnym. Wszystko po to, aby nie zostać sama ze sobą i tym wszystkim co dzieje się wewnątrz niej. To o czym mówię może dziać się realnie (faktycznie jesteśmy w związku), może też odbywać się w wyobraźni (wynajdujemy obiekty platoniczne).
* Nauczyć się rozpoznawać swoje uczucia

Gdyby zapytać osobę uzależnioną od miłości o jej emocje to wymieniłaby ich całą masę: lęk, spokój, smutek, radość, rozpacz, niepokój, rozdrażnienie, gniew. Ale wszystkie one, lub większość z nich, związana jest z nim/nią. Nie ma go/jej – spadasz na samo dno. I nic innego się nie liczy. Jest – unosisz się nad ziemią. I nic innego nie ma już znaczenia. To jego/jej obecność w Twoim życiu reguluje Twój nastrój. Gdyby wyjąć z Twojego życia ten kluczowy fragment i teraz zapytać Cię           o emocje, to prawdopodobnie miałabyś/miałbyś problem z ich rozpoznaniem. Dzieje się tak             z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że uzależnienie powstaje wyjściowo najczęściej w wyniku chęci znieczulenia, odwrócenia uwagi od pewnych niewygodnych emocji. Po drugie, samo uzależnienie pogłębia proces utraty kontaktu ze swoimi uczuciami. Dlatego kiedy przejdziesz już etap rozpoznania i nazwania problemu i być może też detoksu, możesz zająć się powoli dokopywaniem się do swoich uczuć. To ważne, bowiem odwracając się od swoich emocji, tak naprawdę odwracasz się od siebie. A Ty masz do siebie wrócić. I się ze sobą spotkać. Dlatego zadawaj sobie pytania: Co ja poczułem? Co się ze mną dzieje? Jak reaguje na to moje ciało? Jaka to może być emocja? Co mi się pojawia? Na początku może być trudno. Możesz mieć zamazany obraz. To tak, jak chcąc oczyścić swoje ciało z toksyn pochodzących z żywności, odstawiamy nagle cukier, używki i inne produkty, które nam szkodzą. Na początku to co słyszymy od swojego ciała to jedynie to, że chce ono ciastek. Ale po pewnym czasie zaczynasz rozpoznawać: moje ciało mówi, że ma ochotę na pomidory. A innym razem na czereśnie. I już wiesz, że prawdopodobnie potrzebujesz potasu i witaminy C. Z emocjami jest podobnie. Kiedy przestaniesz mieszać łyżką w herbacie, fusy opadną na dno i zaczniesz widzieć bardziej klarownie.

* Nauczyć się przeżywać emocje

Dlaczego tak bardzo uciekamy od swoich uczuć? Dlatego, że nie umiemy ich przeżywać. Prawdopodobnie nikt nas tego nie nauczył i nikt nas dostatecznie nie wspierał, kiedy byliśmy dziećmi. Kiedy byłeś/łaś mały/a i przeżywałeś/łaś bolesne uczucia nie umiałeś sobie z nimi poradzić. To zrozumiałe. Byłeś/łaś dzieckiem. Jeśli nikt z dorosłych nie pomógł Ci w tym doświadczeniu, prawdopodobnie wszedłeś/weszłaś w dorosłość z poczuciem, że przeżywanie emocji jest nie do zniesienia. Lub też, że niektóre emocje są nieakceptowalne. I najlepiej się od nich odciąć. Zamrozić je, zagłuszyć, zaprzeczyć im czy jeszcze cokolwiek innego. Jednymi z najbardziej skutecznych odcinaczy od emocji są używki czy też różne kompulsywne zachowania. Np. kompulsywna, obsesyjna miłość. Mówi się, że uzależnienie to choroba emocji. Dlatego dotarcie do nich i umiejętność ich wytrzymywania jest niezbędna dla zdrowienia.

* Nauczyć się komunikować emocje

Po lekcji zawierania w sobie emocji przychodzi kolejna – ich wyrażania. Bez tej umiejętności trudno porozumiewać się z ludźmi, szczególnie bliskimi. Zacznij od tych emocji i tych osób, z którymi Ci najłatwiej. Jak to robić umiejętnie? Unikaj komunikatów typu „ty” np.. „wkurzasz mnie”.  Mów o sobie. Np.: „Kiedy to robisz to czuję..”, „Gdy to powiedziałeś to zrobiło mi się..”, „W takich sytuacjach jak ta przeżywam..”. To na początek.

* Zyskać zaufanie do swoich odczuć

Twoje emocje są Twoim barometrem. Tylko już te oczyszczone, wyregulowane. Im bardziej siebie poznajesz, tym bardziej siebie znasz. A im bardziej siebie znasz, tym bardziej wiesz, którym emocjom możesz zaufać, a które należy jeszcze poczyścić. Im uczucia bardziej poczyszczone, tym bardziej możesz mieć do nich zaufanie. Wtedy mniejsze ryzyko, że wejdziesz w coś co Ci nie służy i jest dla Ciebie szkodliwe.

* Rozeznać się w swoich potrzebach

Jeśli jesteś osobą kochającą za bardzo bardzo prawdopodobne jest, że nie wiesz czego chcesz. Oczywiście wiesz, że chcesz jej lub jego. Ale poza tym? Teraz jest czas, żeby właśnie się tego od siebie dowiedzieć. Co sprawia Ci przyjemność? Niezależnie od niego czy niej. I oprócz tego co jest związane z nią/nim. O czym marzysz? Jak chcesz, żeby wyglądało Twoje życie? Czego potrzebujesz na tym etapie? Co lubisz? Czego na pewno nie chcesz? Co stanowi dla Ciebie wartość? Zadawaj sobie te pytania, póki nie uzyskasz odpowiedzi. Szukaj. Sprawdzaj. Błądź. I wracaj.

* Określić swoje granice

Jeśli jesteś osobą kochającą za bardzo to prawdopodobnie nie wiesz również gdzie się zaczynasz a gdzie kończysz. Twoje osobiste granice są albo nazbyt sztywne lub też zbyt przepuszczalne. Potrzebujesz na nowo posprawdzać swoje właściwe odległości od innych. W jaki sposób? Metodą prób i błędów. Odpowiedzi szukaj w swoim ciele, w swoich emocjach.

* Rozpoznać halucynacje

Jeśli jesteś osobą uzależnioną od miłości z pewnością dużo halucynujesz. Czyli widzisz to czego nie ma oraz nie widzisz tego co jest . Widzisz np. tylko sygnały, które świadczą o tym, że on Cię kocha, że mu zależy. Nie widzisz z kolei, że jest niesłowny, arogancki. Jedną z potężnych halucynacji jest idealizowanie partnera/ki. Twoim zadaniem jest cały czas przeglądanie na oczy.

* Uświadomić sobie podłoże i funkcję uzależnienia

Kiedyś zapytałam „moich alkoholików” kiedy powinna zapalić się nam pomarańczowa lampka bezpieczeństwa, że jakaś używka czy też zachowanie jest dla nas niebezpieczne. „Kiedy to ci załatwia jakąś ważną rzecz” – odpowiedzieli. Jaka to może być ta ważna rzecz? Jesteś nieśmiały a TO Cię ośmiela. Jesteś niespokojny a TO Cię uspokaja. Jesteś smutny a TO Cię rozwesela. TO odwraca uwagę od Ciebie i Twoich emocji, Twoich lęków, Twoich problemów, ważnych decyzji do podjęcia. TO Cię nobilituje, sprawia, że czujesz się kimś ważnym, wartościowym. Wreszcie. Rozpoznanie podłoża Twojej obsesji jest kluczem do Twojego wyzdrowienia.

* Przeżyć żałobę po tym czego nie dostałeś/łaś w domu

W poprzednim punkcie omówiliśmy pokrótce jak tworzy się uzależnienie. Czegoś Ci brak i tego szukasz na zewnątrz. Spokoju, bezpieczeństwa, sensu, dowartościowania.. Prawdopodobnie jest to coś, czego nie dostałeś w domu. I prawdopodobnie bardzo chcesz to dostać gdzie indziej. Jeśli tylko ktoś da Ci namiastkę np. spokoju, którego nigdy nie miałeś/łaś lub też zrobi coś takiego, że Tobie WYDAJE się, że znajdziesz przy nim/niej spokój – wpadasz po uszy. Dlatego potrzebujesz przyjrzeć się swojej przeszłości. Zobaczyć jakie Twoje bazowe potrzeby nie zostały w dzieciństwie zabezpieczone i pozwolić sobie na przeżycie swojej osobistej żałoby. Żałoba to taki proces, w którym żegnasz się z tym, co już nie wróci. Bo niestety, ale jeśli czegoś nie dostałeś/łaś jako dziecko, to już w takiej formie i od tych, od kogo naprawdę potrzebowałeś (rodziców) – nie dostaniesz. Możesz dostać od innych, ale to już nie będzie to samo. I nie tyle ile byś chciał/a. Bo jeśli jesteś czymś tak nienasycony/a, nic Cię nie nasyci. Odpowiednio przeżyta żałoba kończy się zazwyczaj akceptacją tego co się zdarzyło i gotowością do zwrócenia się w kierunku teraźniejszości i przyszłości. Bez przeżytej żałoby tylko pozornie jesteś „teraz”. Tak naprawdę „w teraz” szukasz lekarstwa na to co już się zdarzyło. Opłacz co potrzebujesz.

* Zacząć sobie dawać sobie to czego nie dostałeś/łaś

Kiedy już dokonałeś/aś analizy tego czego jesteś głodny/a (np. miłości, opieki, uwagi, akceptacji, wsparcia etc) i opłakałeś/łaś co trzeba, czas na rozpoczęcie karmienia siebie. Ale nie w taki sposób w jaki robiłeś/łaś to do tej pory – szukając na zewnątrz, u innych, zadowalając się byle ochłapami lub przeciwnie – żądając jeszcze więcej i więcej. To właśnie prosta droga do uzależnienia. Pora, abyś nauczył/a się dostarczać sobie to, czego potrzebujesz. Od Siebie Sobie. Kiedy byłeś/łaś dzieckiem nie mogłeś tego zrobić. Po pierwsze dlatego, że dzieci są zależne od swoich rodziców. Kiedy dziecko jest głodne lub potrzebuje otuchy, tylko opiekun jest w stanie go nakarmić i utulić. Po drugie, nie miałeś/łaś takich umiejętności jakie masz teraz. Dziś, kiedy jesteś już dorosły/a, możesz odpowiadać na swoje potrzeby. I to na różne sposoby. Dorosła osoba potrafi też znieść frustrację i brak. Dziecko czuje głód i od razu daje o tym znać. I nie potrafi tego odroczyć. Z czasem się tego uczy. Niemowlę nie zrozumie, kiedy mama powie: „za moment, tylko dojdziemy do domu”. Kilkulatek już tak. Dorosły potrafi nie jeść długie godziny, wiedząc, że od tego nie umrze i że jak skończy pracę, to ugotuje sobie to na co ma ochotę. Pamiętaj, jeśli jesteś jak studnia bez dna, to nikt Cię nie napełni. Łudząc się, że to możliwe skazujesz się na kłopoty. Ale napełniając siebie sam/a i godząc się, że część pewnie napełnisz, a części pewnie nie, masz szansę na to, aby nie popaść w tarapaty zwane uzależnieniem od miłości.

* Rozpoznanie swojego wzorca „kochania”

Kochanie „za bardzo” może przybierać różne oblicza. Jedni, kochający za bardzo, wchodzą w rolę tego (czy oczywiście tej), który tak bardzo chce być kochany i akceptowany, że zrobi wszystko, zgodzi się na wszystko. Byle tylko ten ktoś był. To typ uległy. Kiedy wchodzi w  relację, to właściwie znika. Ale próby zatrzymania kogoś przy sobie mogą również wyglądać inaczej. Typ dominanta usiłuje sobie tę miłość i obecność wywalczyć. Dlatego żąda, wymaga, podporządkowuje, uzależnia, kontroluje, ogranicza. Dominantowi wydaje się, że jeśli popuści to wszystko się rozleci. Tak jak typ uległy nie wierzy, że ktoś mógłby z nim chcieć być nawet wtedy, gdy ten będzie sobą, co oznacza również bycie czasem trudnym, sprzeciwiającym się etc, tak dominantowi brakuje wiary w to, że ktoś mógłby go pokochać od tak, więc używa do realizacji swoich celów władzy. Jest jeszcze ratownik. Jak sama nazwa wskazuje, ratownik ratuje. Z wszelkich opresji, trudności emocjonalnych, kłopotów finansów. Ratownik mówi: „ja Ci pomogę”, „nie jesteś sam”. Ratownik wybawia, terapeutyzuje, leczy, koi.. Po co? By być potrzebnym, niezastąpionym. By swoim zachowaniem zyskać sympatię i miłość. Ratownik ma głębokie przekonanie, że na miłość musi zasłużyć, zapracować oraz że jeśli będzie potrzebny, to będzie też kochany. Kiedy ratownik słyszy: „tylko ty możesz mi pomóc”, „co ja bym bez ciebie zrobił?”, „nikt tak dobrze nie pociesza jak ty” – czuje, że jest w domu. Blisko ratownika stoi typ poświęcającego się. Poświęcacz zrobi wszystko, kosztem siebie, weźmie więcej, niż jest w stanie unieść, bo podobnie jak ratownik, musi na miłość zasłużyć. Pewnie to daje też inne korzyści psychologiczne: pewną wyższość moralną („on jest dla mnie taki podły, a ja to wszystko dzielnie znoszę i wytrzymuję”), czasem możliwość szantażowania emocjonalnego („to ja tyle dla ciebie robię, a ty nie chcesz tylko tej jednej rzeczy zrobić dla mnie?!”), ale także właśnie czucie się potrzebnym, ważnym. Kochanie za bardzo może się też przejawiać w zapotrzebowaniu na adrenalinę czy fenyloetyloaminę. Ci, którzy są uzależnieni od miłosnej adrenaliny są w związkach burzliwych, szarpanych, często toksycznych i przemocowych. To  związki, w których jest dużo silnych i skrajnych emocji. Raz się kochają, raz nienawidzą. W kółko się rozstają i znów wracają do siebie. Partnerzy w takich związkach często mówią, że „żyć ze sobą nie mogą, ale bez siebie też nie”. Osoby z zewnątrz przyglądające się takiej relacji nie mogą wyjść z podziwu „dlaczego oni jeszcze są ze sobą?”, „dlaczego nie mogą po prostu się rozjeść?”, „po co im taka szarpanina?”. No właśnie po to. Po adrenalinę. Coś się dzieje, są emocje, jest życie. No inna rzecz, że są i koszty. Osoby wychodzące z takich relacji mówią o zmęczeniu, wewnętrznym chaosie i rozedrganiu, poczuciu rozbicia. Moi pacjenci  używają takich słów jak: „jestem kompletnie rozwalona”, „to mnie dokumentnie rozbiło”, „czuję się jakby przejechał po mnie walec”, „ja już nawet nie wiem jak się czuję”, „ten związek mnie zmiażdżył” itp. Z kolei Ci, którzy potrzebują ciągłej dostawy fenyloetyloaminy (czyli tzw. narkotyku miłości, który wydziela się w stanie zakochania i po pewnym czasie znika) wchodzą co chwila w stan zakochania. Co chwila może oznaczać co kilka tygodni czy miesięcy, ale może też oznaczać co kilka lat. Chodzi o to, aby móc ciągle czuć te przysłowiowe motyle w brzuchu, czuć tę adorację i zachwyt kogoś nad sobą i nasz nad kimś, pożądanie. Czuć ten haj, tę euforię, podniecenie, tęsknotę, tę moc. Kiedy w danej relacji to zanika, szukamy kolejnej, mówiąc, że „coś się wypaliło”, „to już nie jest to samo co na początku”, „chyba się odkochałem”, „on już na mnie tak nie działa”.. No i z jednej strony jest pięknie i cudownie, z drugiej? Może być tak jak powiedział mój 54 letni pacjent uzależniony od tej chemii, która towarzyszy zakochaniu: „Miałem naprawdę wiele kobiet, byłem w wielu, choć krótkich związkach. Ale dziś nie mam nikogo tak naprawdę bliskiego. Skrzywdziłem wiele osób. I czuję się pusty w środku. Goniłem z jakąś ułudą. Sam nie wiem za czym. Czuję, że w jakimś sensie przegrałem życie.” Jest jeszcze jedna odmiana kochania za bardzo. To fantazjowanie. Mam pacjentkę, która nigdy nie była w realnym w związku. Ale w swojej głowie była w wielu. W swoich fantazjach zakochiwała się, kochała, uprawiała seks, miała rodzinę i przysłowiowy domek z ogródkiem i psa. Na fantazjach potrafiła spędzać naprawdę długie godziny. Ale fantazja to nie życie. I ona dobrze o tym wiedziała.
Dobrze, abyś wiedział/a, w jaki sposób Ty kochasz za bardzo.

* Sporządzenie listy strat i korzyści

Jeśli jako osoba kochająca za bardzo zaczynasz poważnie myśleć o zmianie, to znaczy, że doświadczyłeś/łaś już dotkliwych skutków swojego uzależnienia. Ale w trakcie zdrowienia możesz zacząć o tym zapominać. Tak działa właśnie uzależnienie. Tak jak alkoholik, z jednej strony chcący przestać pić, ale z drugiej strony chcący móc pić dalej, zaczyna osłabiać dotkliwość skutków picia, tak i ty, jako nałogowiec miłości, możesz robić dokładnie to samo. „Przecież w sumie to on nie był taki zły”, „przecież każdy potrzebuje drugiego człowieka”, „co takiego złego jest w tym, że chcę być kochany” – znasz to? Dlatego zrób listę strat. Wszystkich. Tych w obszarze zdrowia fizycznego i emocjonalnego, w pracy, Twoich relacjach z rodziną i przyjaciółmi, w obszarze Twoich zainteresowań i rozwoju, Twoich planów i celów. Powieś je w widocznym miejscu lub zaglądaj tam co jakiś czas. Szczególnie wtedy, kiedy zaczynasz odpływać. Teraz zrób listę korzyści, jakie przyjdą wraz ze zdrowieniem. Również we wszystkich sferach. Kolejna lista to lista korzyści z uzależnienia i lista strat ze zdrowienia. To bardzo ważne, abyś dokładnie wiedział, po pierwsze po co chcesz wyzdrowieć? A po drugie, z czym będziesz potrzebował się uporać zdrowiejąc.
* Stanięcie twarzą w twarz ze swoim lękiem

Jeśli jesteś osobą kochającą za bardzo, to z pewnością nosisz w sobie masę niepokoju. I z pewnością od niego uciekasz: w zakochanie, miłość, związek, fantazjowanie, ale może także w używki, jedzenie, zakupy, pracę, sen, seks, telewizję, spotkania ze znajomymi czy cokolwiek innego. I przeraża Cię to, co możesz poczuć, gdy przestaniesz wciąż nawiewać. Warto to jednak zrobić, ale warto to zrobić przy wsparciu. I tu, być może przy wsparciu profesjonalisty. Spotkanie się ze swoim lękiem może być trudne, ale jeśli to zrobisz i jeśli jeszcze dodatkowo nauczysz się radzić z nim sobie bardziej konstruktywnie, zyskasz do siebie więcej zaufania, więcej mocy sprawczej, a przez to więcej pewności i spokoju.

* Zyskanie umiejętności samoregulowania

Wyobrażam sobie, że się miotasz. Pomiędzy lękiem a spokojem, pomiędzy euforią a rozpaczą, pomiędzy radością a poczuciem wstydu, pomiędzy złością a poczuciem winy. Może jest w tym jeszcze wiele innych emocji. Jednym słowem – doświadczasz ciągłej huśtawki emocjonalnej, a do tego sądzę, iż masz poczucie, że zupełnie nie masz na nią wpływu. Potrzebujesz więc wypracować umiejętność samoregulowania i samokojenia. Potrzebujesz odzyskać wpływ na swoje emocje i znaleźć wewnętrzny balans. Jak to zrobić? Dobrze jest zacząć od wzięcia odpowiedzialności za swoje stany emocjonalne. Oznacza to uznanie, iż ponieważ są to Twoje emocje, to możesz na nie wpływać. W jaki sposób? Np. poprzez zmianę interpretacji pewnych zdarzeń, zmianę przekonań,  czy choćby poprzez techniki regulowania emocji. Na początek weźmy pod lupę zmianę interpretacji. Załóżmy, że on wczoraj nie zadzwonił. Myślisz sobie: „On mnie już na pewno nie kocha. Znudził się mną. I pewnie myśli, że jestem beznadziejna”. Co czujesz? A teraz wyobraź sobie, że po pierwszej automatycznej reakcji myślowej zaczynasz się „prostować”. Myślisz: „Moment. Tak naprawdę to nie wiem co się stało. Mogą być różne powody tego, dlaczego od wczoraj milczy. Postaram się nie nakręcać do momentu, aż z nim porozmawiam i o to dopytam.” Co czujesz teraz? Chyba inaczej, prawda? Teraz zmiana przekonań. Szczególnie tych destrukcyjnych i fałszywych. Np. „Nikt mnie nigdy nie pokocha”, „na miłość trzeba sobie zasłużyć”, „nie zasługuję na to, żeby być szczęśliwą”, „nikt nie zechce takiej brzydkiej i głupiej jak ja”, „wszyscy są ode mnie lepsi i fajniejsi”. No i wreszcie techniki regulacji emocji. Jest ich sporo, a są to m.in. techniki rozpoznawania emocji, techniki spowalniania emocji, rozpoznawanie sytuacji aktywizujących,  techniki odzyskiwania kontroli nad emocjami, różne formy relaksacji, ćwiczenia oddechowe, pracy z ciałem itp. Właściwie to zmiana interpretacji i praca z przekonaniami to również w jakimś sensie techniki regulacji emocji. Z pewnością niebawem napiszę na ten temat oddzielny artykuł.

* Odzyskanie wpływu na swoje życie

Odzyskiwanie wpływu nad swoim życie wewnętrznym, czyli nad emocjami i myślami, jest w dużej mierze odzyskiwaniem sprawczości nad własnym życie w ogóle. Ale to pojęcie szersze. Do tej pory prawdopodobnie wiele, jeśli nie wszystko, zależało od niego/niej, czyli od tego jak aktualnie było w relacji, od tego co on zrobił czy powiedział itp. Miałam pacjentkę, która właściwie nie prowadziła własnego życia, ponieważ niemalże całkowicie podporządkowała je jemu. Nie planowała weekendów, ponieważ „on mógł mieć wtedy czas się spotkać”. Nie wyjechała na staż za granicę, bo nie chciała zostawiać tej relacji, mimo iż była dla niej szkodliwa. Nie spotykała się z przyjaciółką, bo on jej nie lubił. Jak się z nim pokłóciła, cały tydzień miała do luftu. I tak dalej. W zdrowieniu chodzi o to, aby powoli zacząć dochodzić do tego: kim jestem, czego chcę, co jest MOJĄ potrzebą, jak mogę je realizować, co jest MOIM celem, jak mogę je osiągnąć, jak chcę, żeby wyglądało moje życie, co mogę zrobić, aby takie było, jak chcę je poprowadzić, jak chcę kształtować moją rzeczywistość. Znalezienie odpowiedzi na powyższe pytania może chwilę zająć.

* Nauczenie się bycia samej/samemu

To jest ogromnie ważne. I pewnie najtrudniejsze, zdaję sobie z tego sprawę. Ale jeśli nie będziesz potrafić być sam/a, to będziesz „kochać, bo potrzebujesz”, w myśl słynnego powiedzenia Ericha Fromma: „Miłość niedojrzała powiada: Kocham cię, bo cię potrzebuję. Miłość dojrzała mówi: Potrzebuję cię, bo cię kocham.”. Jeśli nie będziesz potrafił/a być sam/a, będziesz się uzależniać. Będziesz, tak jak do tej pory, szukać w popłochu, brać cokolwiek, zadowalać się resztkami ze stołu i cierpieć. Ucz się bycia samemu/samej. Powoli, krok po kroku. Zacznij od jednego wieczoru, godziny czy 10 min, w zależności od siły Twojego lęku i Twoich dotychczasowych doświadczeń z samotnością. Wypróbuj różne warianty oswajania tego stanu. Wypełnij czas, który masz tylko dla siebie, zaplanuj go, żebyś miał/a możliwość zajęcia się czymś. Odwróć uwagę, zajmij czymś myśli i ręce. Jeśli jesteś w stanie – zrelaksuj się: weź kąpiel, posłuchaj muzyki. Innym razem odwrotnie – nie planuj, zmierz się ze wszystkim co się z Tobą dzieje – emocjami, myślami. W gruncie rzeczy to tylko myśli czy emocje, nie zrobią Ci krzywdy, jeśli nie dasz im tej mocy. Im bardziej obszerny i elastyczny będzie Twój wachlarz sposobów radzenia, tym zdrowiej i skuteczniej. Wykorzystaj samotność jako okazję do poznania siebie i do budowania najważniejszej relacji w życiu – z samą/samym sobą. Przełącz się na przeżycia wewnętrzne. Postaw na budowanie wewnętrznej siły, mocy, samodzielności i niezależności. Ucz się radzenia sobie w życiu, wspierania siebie i samoopiekowania.

* Odbudowanie poczucia wartości i godności

Jeśli jesteś osobą kochająca za bardzo, z pewnością Twoja wartość i godność zostały nadszarpnięte. A może nawet i zmiażdżone. Teraz potrzebujesz je odbudować. Wspieranie poczucia własnej wartości i godności to PRAKTYKA, a ta wymaga czasu i dyscypliny. Praktyka odbudowywania wartości i godności polegałaby w tym wypadku na pogłębianiu: świadomość siebie (swoich emocji, mechanizmów postępowania etc), samoakceptacji, odpowiedzialności za swoje życie i postępowanie, asertywności, sprawczości, skuteczności, uczciwości, prawości, a także na: dbaniu o siebie, zmianie sposobu myślenia, itd. Celem i jednocześnie efektem odbudowania się we wspomnianych obszarach ma być zbudowanie relacji ze sobą oparta na miłości, szacunku i równowadze. Z tej pozycji każda nowa relacja, którą stworzysz będzie relacją, która będzie Ci służyć. Sądzę, że w innej nie będziesz chciał/a już po prostu być. I tego właśnie wszystkim Nam życzę.

I na koniec

Pięć ochronnych pytań, które warto sobie zadać wchodząc w kolejną relację:

* Czy zarówno ja, jak i partner, mamy stabilne poczucie własnej wartości?
* Czy czuję się w tej relacji dobrze?
* Czy ta relacja mnie wzbogaca i rozwija? Czy obserwuję, że wzbogaca i rozwija mojego partnera?
* Czy mam swoje życie poza relacją?
* Czy mój związek jest zintegrowany z moim życiem poza relacją?