Historia Natalii (29):
Natalia od 4 lat jest w związku z Krzysztofem. Planują ślub, tylko czekają aż uda im się uzbierać pieniądze na wesele. Taka jest wersja oficjalna, taką też zna Krzysztof. Tak naprawdę Natalia odwleka ślub, ponieważ nie wie czy chce wyjść za mąż za Krzysztofa czy też za Jakuba, którego poznała rok temu na szkoleniu. Natalia twierdzi, że kocha ich obydwu. „Nie umiem wybrać. Próbowałam. Zostawiałam Jakuba, ale za kilka dni wracałam, tak za nim tęskniłam. Z Kubą jest mi cudownie – czuję się piękna, jedyna, najważniejsza. Kuba ma w sobie tyle życia, energii! Nie umiem się tego pozbawić. Dlaczego miałabym, tak w ogóle? Z kolei Krzysiek jest moim najlepszym przyjacielem. Był ze mną w różnych trudnych chwilach. Ale to nie tylko wdzięczność. Ja naprawdę czuję, że go kocham. Kiedy wyobrażam sobie, że miałoby go nie być czuję strach. I pustkę. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby go w moim życiu zabraknąć. Że miałby zniknąć, ot tak. Bo wiem, że gdybym odeszła to oznaczałoby koniec naszej znajomości. On nie uznaje przyjaźni między byłymi. Jak jestem z Kubą jest mi dobrze, ale po jakimś czasie tęsknię do Krzysia. Jak jestem z Krzysztofem czuję się taka spokojna, bezpieczna. Ale też myślę o Kubie. Wiem, że to nie fair wobec nich. Ale to jest silniejsze ode mnie! W końcu co można poradzić na miłość?”
Historia Bogusi (39):
Bogusia jest mężatką od 18 lat. Wyszła za mąż wcześnie ze względu na nieplanowaną ciążę. Mąż Bogusi jest od niej starszy o 7 lat. Mówi o nim w samych superlatywach: „To przede wszystkim bardzo dobry człowiek. Opiekuńczy mąż, troskliwy ojciec. Bardzo go kocham. Uwielbiam spędzać z nim czas. Teraz kiedy nasze dzieci są już w takim wieku, że więcej ich nie ma, niż są – mamy go dla siebie więcej. Chodzimy na długie spacery z psem, wyjeżdżamy na weekendy ze znajomymi, gotujemy. Jest między nami dużo ciepła, czułości.” Trzy lata temu Bogusia wyjechała do Hiszpanii na miesięczny kurs językowy. Spełniła w ten sposób swoje marzenie. Jednym z uczestników był Maciej. Młodszy o cztery lata. Bogusia wdała się w romans: „Czułam się jak w jakimś śnie. Nagle, po tylu latach bycia przykładną żoną i matką stałam się wyuzdaną kochanką. Czułam się i świetnie i fatalnie, bo okłamywałam męża.” Po miesiącu Bogusia wróciła do rodziny. Pożegnała się z Maciejem nie bez bólu, ale uznała że po prostu tak trzeba. Liczyła, że o nim zapomni, że jej przejdzie. „To tylko wakacyjna fascynacja” – myślała. Ale nie przechodziło. Myślała o nim często. I tak przez pół roku. Wtedy natknęła się na niego w restauracji. Odnowili kontakt. Rozstawali się kilka razy. Raz na wiele miesięcy. Zawsze wracali. Bogusia: „To nie jest tak, że mam męża, który mnie zaniedbuje, więc uległam kochankowi, który wreszcie zobaczył we mnie kobietę. To byłoby banalne. Mój seks z mężem jest w porządku. A z kochankiem dużo rozmawiam. Dlatego to takie trudne. I nie znoszę słowa kochanek, bo to nie oddaje tego co jest między mną a Maćkiem. Ja go pokochałam. Jednocześnie nie przestałam kochać męża”
Zarówno Natalia jak i Bogusia cierpią. To widać. Każda na swój sposób przeżywa swój osobisty, intymny dramat. Obie zadały mi to samo pytanie – „Czy to możliwe, żeby naprawdę kochać dwóch mężczyzn jednocześnie?”.
Niektórzy psycholodzy są zdania, że można, ale jest to uczucie o innej jakości. Porównują to np. do miłości wobec męża, dzieci, rodziców – każdego z nich kochasz, ale każdego trochę inaczej. Część specjalistów uważa, że nawet własne dzieci kocha się jednak w nieco inny sposób. Uznają, że kochanie wszystkich dzieci tyle samo i tak samo jest mitem. Jednak większość teoretyków i praktyków skłania się ku teorii, że miłość wobec dwóch mężczyzn czy kobiet nie jest możliwa. W takich historiach chcą dopatrywać się co najmniej niedojrzałości emocjonalnej lub wręcz poważniejszych zaburzeń, ewentualnie wiążą to z kondycją pierwotnego związku. I pewnie często mają rację. Ale czy zawsze? Sytuacja deklarowanej miłości wobec dwóch (przepraszam za wyrażenie) obiektów to sytuacja z pewnością niecodzienna, niestandardowa. Może wobec tego stawiać psychoterapeutę w sytuacji pewnej niewiedzy czy bezsilności. A kiedy czujemy się niepewni czy bezradni, kiedy nie mamy na coś gotowej odpowiedzi czy rozwiązania – wtedy pojawia się ocena. Dlaczego? Bo my ludzie nie lubimy nie wiedzieć. Nie lubimy nie mieć recepty. Wtedy lepiej nadać etykietę. Żeby móc odpowiedzieć na pytanie czy miłość do dwóch jest możliwa należałoby się w ogóle zastanowić nad tym czym tak naprawdę jest miłość. Przecież każdy rozumie ją trochę na swój sposób. Czy miłość to emocja? Czy miłość to postawa? Tyle razy obserwuję jak mylimy miłość z pożądaniem albo zaspakajaniem potrzeb. Lub też traktujemy miłość jako usprawiedliwienie, pretekst, przykrywkę. Dlatego ja na potrzeby tej dyskusji i w sytuacji pracy z osobami, które deklarują miłość do dwóch mężczyzn/kobiet wolę używać określenia – silna więź emocjonalna.
W swojej pracy z pacjentami zaobserwowałam, że ową więź rzadko zacieśniamy z mężczyznami (czy kobietami) którzy są do siebie podobni. Pozornie – może, ale tak naprawdę to jak się przy nich czujemy, to jakie potrzeby przy nich zaspakajamy – tu widać różnice. Potwierdzają to doświadczenia bohaterek. Z jednym partnerem masz wspólne wspomnienia, przyjaciół, zainteresowania, rytuały, czujesz się przy nim dobrze, bezpiecznie, spokojnie; z drugim – łączy Cię poczucie nowości, fascynacji, przygody, tajemnicy, nieprzewidywalności. Czasem zachłyśnięcie się nowością mija, czasem jednak przeradza się w silne zaangażowanie. Nie chcę sprowadzać podobnych historii do oczywistości i jak powiedziała Bogusia – banału. Różnice między partnerami mogą być naturalnie znacznie bardziej subtelne, ale zazwyczaj moje pacjentki (czy pacjenci) faktycznie mówią, że „i z jednym i z drugim czują się szczęśliwe, ale z każdym inaczej”.
My ludzie jesteśmy jednostkami złożonymi. Każdy z nas nosi w sobie różne aspekty (troskliwej matki, odpowiedzialnej pani doktor, opiekuńczej żony, demona seksu, małej dziewczynki/w przypadku mężczyzn – odpowiednio) . Występujemy w różnych rolach (matki, żony, kochanki swojego męża, pracownika, szefowej, syna, sąsiada, etc). Mamy różne potrzeby, czasem wzajemnie się wykluczające (potrzeba bezpieczeństwa i potrzeba nowości). Te wszystkie aspekty w nas domagają się zaistnienia. Wszystkie potrzeby w nas domagają się zaspokojenia. M.in dlatego nawiązujemy romanse, które czasem przeradzają się w silną więź i bliskość. Dlatego też mówimy o miłości wobec np. dwóch mężczyzn, ponieważ przy jednym może wybrzmieć jedno, a przy drugim – inne. Nie wiemy z czego zrezygnować. Wszystko wydaje nam się ważne. Jak więc sobie z tym poradzić?
* Kiedy zaczynasz odczuwać fascynację kimś – przyjrzyj się czego szukasz. Co Ci zadźwięczało? Czego pragniesz doświadczyć? Co domaga się odkrycia, przebudzenia? Do czego potrzebujesz dostępu? Co do tej pory blokowałaś/łeś? Na co sobie nie pozwalałaś/łeś? Czego się boisz? Kim się stajesz przy „tym drugim”? Jaka przy nim jesteś? Najbardziej niebezpieczny jest brak świadomości. Załóżmy, że jesteś przykładną, dobrą, mądrą, zadbaną, wyrozumiałą żoną, która daje swojemu mężczyźnie spokój i ukojenie. A co z tą częścią Ciebie, która jest emocjonalna, nieracjonalna, szalona, nieprzewidywalna, etc? Jeśli z jakiś powodów nie uruchamiasz jej w kontakcie z mężem (Ty sobie nie pozwalasz, nie czujesz przyzwolenia męża) możesz zacząć to robić w relacji z kimś innym. Jeśli nie masz wglądu w ten mechanizm możesz nigdy nie wyjść z zamkniętego cyklu i stale mieć poczucie nienasycenia, cierpienia, poczucia winy.
* Zastanów się czy ten aspekt Ciebie który domaga się zaistnienia możesz uruchomić w relacji z obecnym partnerem. Czy możesz to sobie „zabezpieczyć” w obecnym związku? Może zbyt szybko uznajemy, że z mężem czy żoną to nie? To tak jak bohater filmu „Depresja gangstera” na pytanie swojego terapeuty czy nie układa mu się z żoną skoro ma kochankę odpowiada zdziwiony, że „z żoną wszystko w porządku”. „Dlaczego w takim razie masz kochankę?” – pyta terapeuta. „Bo z kochanką robię to czego nie robię z żoną”. „A dlaczego nie robisz tego z żoną?” – drąży. „Przecież ona całuje moje dzieci na dobranoc”. Im w pełniejszy sposób możesz wyrażać siebie w danej relacji, tym mniejsza potrzeba szukania poza.
* Może zdarzyć się tak, iż z jakiś powodów uznasz, że przy obecnym partnerze tej części siebie nie uruchomisz. To naturalne, że żadna relacja nie da nam wszystkiego. Wyobraź sobie, że masz np. dwie czy trzy przyjaciółki. Nie jest tak, że z jedną chętniej filozofujesz, z drugą się śmiejesz, a z trzecią bawisz? Czy to świadczy o słabej jakości Twoich przyjaźni? Niekoniecznie. Twój związek też nie musi być do niczego tylko z tego powodu, że (mówiąc z przymrużeniem oka) nie realizujesz swojego ja w sposób absolutny. Dobrze jednak, byś miał/a okazje wyrażania siebie możliwie najpełniej. Dlatego też pomyśl – czy możesz realizować różne aspekty siebie poza związkiem, ale w sposób który mu nie zagraża. Miałam klientki, które zapisywały się np. na taniec (aby doświadczać swojej kobiecości i seksapilu) czy na boks (aby wejść w kontakt ze swoją mocą, siłą, zwierzęcym instynktem).
* Jeśli wybrzmienie jakiegoś aspektu Ciebie nie jest możliwe – zastanów się czy jesteś w stanie zaakceptować to, że na ten moment lub też w ogóle tak jest. Czy jest on dla Ciebie na tyle ważny, że pogodzenie się z uśpieniem go (bywa, że tylko czasowym) jest zbyt trudne? Być może fakt, że tyle aspektów Ciebie jednak przy partnerze uruchamiasz jest wystarczająco dobre? Poczuj jak jest.
Silne zaangażowanie emocjonalne w dwie relacje jest wyczerpujące i raniące. I mniejsza już o przyczynę takiego zaangażowania (niezaspokojone potrzeby, deficyty, niedojrzałość, zaburzenia emocjonalne). Tak czy inaczej stanowi i sieje cierpienie. Dlatego zanim pchniemy się w kierunku tego co nazywamy miłością (nie twierdzę, że nią nie jest) – może wykorzystajmy inne możliwości.