W gabinecie od czasu do czasu zdarza mi się słyszeć takie zdania: „Jemu chyba nie zależy. Nie wiem co z tym zrobić.”, „Jej zupełnie nie zależy. Zastanawiam się w związku z tym czy to ma szanse się udać?”, „Jemu już nie zależy. Kiedyś było inaczej”. Kiedy trafiają do mnie pary, między partnerami też dość często pojawia się zarzut lub wątpliwość w kwestii tego „zależenia” na sobie nawzajem. Pomyślałam więc, że może dobrze o tym napisać.
Zjawisko niejednorodne
Kiedy słyszę to zdanie np. „jemu/jej nie zależy”, od razu pojawia mi się myśl, że pod nim mogą kryć się różne zjawiska. Może być tak, że faktycznie, istnieją pewne drobne dysproporcje w kwestii tego komu jak bardzo zależy. Może być też tak, że te dysproporcje są znaczne. Lub wręcz, że istotnie, jednej ze stron po prostu relacja wisi. Może być i taka sytuacja, że jedna z osób ma poczucie, że nie zależy drugiej JUŻ. Jednym słowem, kiedyś zależało, ale teraz jest inaczej. Kolejna możliwość: jeden z partnerów ma wrażenie, że drugiemu nie zależy, ale ten nie tylko temu zaprzecza, ile nawet jest mocno zaskoczony diagnozą tego stanu i też podaje masę argumentów, które mają zaświadczyć, że „pomawiany” partner okazuje swoje zaangażowanie na różne sposoby. No i w końcu, może być i tak, że jedna osoba w relacji zarzuca drugiej niedostateczne starania i brak dowodów, na to, że mu/jej zależy, z kolei druga osoba jest zdania, że robi bardzo dużo i nie wie co mogłaby zrobić jeszcze, bardziej lub więcej. Mamy więc pięć różnorodnych sytuacji, jakie, moim zdaniem, kryją się pod tym samym hasłem.
Nieznaczne dysproporcje
Sytuacja, w której jednej ze stron zależy nieco bardziej, nie są wcale takie rzadkie. Więcej, istnieje nawet przekonanie, że w związku zawsze komuś zależy ciut mocniej. Nie wiem czy tak jest czy nie, a już na pewno czy tak jest zawsze, ale z pewnością nie siałabym paniki w sytuacji, kiedy w naszej relacji tak jest. Jeśli różnice nie są znaczące, nie musi to związkowi zagrażać. Też zjawisko „zależy-nie zależy” nie jest zjawiskiem zero-jedynkowym. Możemy je zobaczyć bardziej jako wymiar, który też może się zmieniać w czasie. Co się, z resztą, często dzieje.
Znaczące dysproporcje
Wyobraź sobie, że w relacji, w której jesteś, tylko (bądź głównie) Ty inicjujesz kontakt. Ty proponujesz spotkania. Kiedy czekasz na kontakt od niego/niej, na wszelki wypadek nic nie planujesz. Bo, a nuż, akurat wtedy zadzwoni i zechce się spotkać. A on/ona spotkania często odwołuje. Jeśli się umawia, to z reguły na ostatnią chwilę. Raz na jakiś czas znika. Po prostu przepada, tłumacząc się potem w pokrętny i naciągany sposób lub nie tłumaczy się wcale. Nie mógł, po prostu. Często nie odpisuje. Nie odbiera. Nie oddzwania. Nie ma ochoty spotykać się częściej. Nie zostaje na noc. Nie przedstawia Cię swoim bliskim. Nie ma ochoty poznać Twoich. Nie uwzględnia Cię w swoich planach. Nic nie planuje z Twoim udziałem. Nie specjalnie interesują go/ją Twoje sprawy, o emocjach nie wspominając. W ogóle to właśnie jego/jej sprawy są najważniejsze. Ty się dopasowujesz. Nie pyta o Ciebie. Nie pyta o Twoje potrzeby. Nie pamięta tego co mówiłeś/łaś. Nie dotrzymuje słowa. W takim związku była moja pacjentka Basia. Basia odłożyła na bok niemalże całe swoje życie, żeby tylko być w pełni dostępna i elastyczna dla partnera. Basia była stroną inicjującą i to właściwie wszystko, łącznie z seksem. Basia smsowała z wyznaniami miłości, Basia sprawiała partnerowi niespodzianki i prezenty, Basia była na każde zawołanie i zapotrzebowanie Władka. A Władek? Albo uprzejmie się zgadzał albo marudził albo odmawiał. Żeby docenił? Nigdy. Żeby sam coś zaproponował, zaaranżował? Gdzie tam! To nie miało prawa się udać. Kiedy proporcje w wymianie są tak zaburzone, wcześniej czy później dojdzie do kryzysu. Albo partner- dawca w którymś momencie dojdzie do swojej granicy wytrzymałości, cierpliwości i godności i zakończy relację; albo z powodu frustracji zacznie chcieć coś zmieniać, co najprawdopodobniej spotka się z oporem; lub też nie wprowadzi żadnych zmian ale straci do siebie szacunek. Tak czy inaczej – słabo. Jeśli związek idzie tylko na energii jednej ze stron, musi zakończyć się porażką. Jeśli nie rozpadem, to przynajmniej brakiem satysfakcji jednej ze stron. Wymiana i względna równowaga są podstawą udanej relacji. Jak to się zakończyło u Basi? Władek odszedł do innej kobiety. Z opisu Basi: wygodnej, która na pewno nie dawała mu tyle, co Basia. Basia nie mogła tego zrozumieć. Jak to możliwe? No, możliwe. Nie cenimy tego, co przychodzi do nas zbyt łatwo. Wystaranie się jest potrzebne. Jest atrakcyjne. Podobnie jak tajemnica. Basia wyłożyła się przed Władkiem niemalże jak na tacy. Nie zostawiła nic, co mogłoby być interesujące, inspirujące. Władek na odchodnym powiedział Basi, że „czuł się osaczony”. Basia była oburzona: „Osaczony? Czym? Dobrocią? Miłością?”. Ano. Można zalać nawet samym dobrem. Dlatego ostrożnie z tym dawaniem. Oczywiście, dawać warto. Trzeba. I to dawać, bez oglądania się za każdym razem czy partner nam to zwróci. Ale pewien balans być musi. Bez tego związek się nie wzbije.
Różne rozumienie słów
Załóżmy, że jesteśmy nastawieni na wymianę. Dużo dajemy, bo oczywiście nam zależy, ale liczymy również, że i partner będzie okazywał nam zainteresowanie i zaangażowanie. Kiedy tego nie robi narasta w nas rozczarowanie i żal. Tak było u Ilony, która przyszła, wraz z mężem, na terapię. I dokładnie, rozczarowanie i żal, były powodem konsultacji. Mąż Ilony, Bartosz, zupełnie tego nie rozumiał. Ilona próbowała pokazać jak bardzo zależy jej na mężu i jak mu to okazuje: pyta o jego sprawy, pamięta o wszystkim, przygotowuje mu śniadanie do pracy, umawia na wizytę do dentysty. Bartosz, w oczach Ilony, tego nie robi, co oznacza dla niej, że mu nie zależy tak jak Ilonie. Bartosz zaprzeczał. Przyznawał, co prawda, że nie robi tego co Ilona, ale robi inne rzeczy: zaprosił Ilonę na wycieczkę do Portugalii, co było jej marzeniem, zajmuje się jej samochodem itp. A to, że nie pamięta i nie ma aż takiej potrzeby rozmawiania jak Ilona? Prawda. Ale nie oznacza to, że mu nie zależy. Przykład Ilony i Bartosza jest przykładem innego rozumienia różnych pojęć. Każdy z nas, czy jest tego świadomy czy nie, wnosi do związku swoje definicje różnych słów: miłość, wierność, lojalność, bliskość itd. Co to znaczy, że mu/jej/mi zależy i po czym poznam, że tak jest – tu też możemy mieć różnie. I często mamy. Jednak zamiast widzieć to jako po prostu: „inaczej to postrzegamy”, my widzimy to jako: „czyli mu nie zależy”. Kiedy poznamy partnera sposoby okazywania miłości, bliskości, zaangażowania, być może będziemy mogli się rozluźnić i nie interpretować tego co się dzieje w jeden określony sposób.
„Jemu/jej JUŻ nie zależy”
„Kiedyś potrafiliśmy przegadywać całe noce, teraz on mówi, że musi się wyspać; jeszcze do niedawna nie wychodziliśmy z łóżka, teraz inne sprawy absorbują go bardziej; na początku związku
wszędzie zostawiał mi karteczki i ulubione cukierki, teraz? Teraz jest inaczej..” – mówi Magda. I oczywiście dodaje, że „chyba w takim razie jemu przestało zależeć”. Dopytuję Magdę czy mimo to, że ich rozmowy nie trwają całe noce, to czy ze sobą rozmawiają? „O tak, codziennie przy kolacji opowiadamy sobie dzień itd”. Pytam czy mimo ograniczenia aktywności seksualnej, nadal się kochają, i czy to sprawia jej przyjemność. „Tak, kochamy się kilka razy w tygodniu, i dobrze mi.”
Pytam nawet o karteczki i cukierki – jak to jest teraz? „Od czasu do czasu.” O co więc chodzi? Chodzi o to, że „nie jest tak jak kiedyś”. No, to prawda. Na początku związku mamy pragnienie bycia nierozłącznym. Każda godzina spędzona oddzielnie potrafi być cierpieniem. Nie możemy się ze sobą nabyć, nagadać, nasmakować, nakochać. Ale po czasie nasze hormony zaczynają się uspakajać. Wraca życie, które przecież, nie stoi w miejscu. Mamy swoje sprawy, obowiązki. To zupełnie naturalne. Więcej – nieuniknione. Jeśli ktoś ma wizję, że stan z pierwszych miesięcy relacji będzie trwał długie lata, to prawdopodobnie będzie musiał przeżyć bolesne rozczarowanie. Ale to, że nie jest tak jak na początku, nie musi oznaczać, że jest źle. Nudno, zimno i bez sensu. Nie. Jest inaczej. I nie o to chodzi, żeby godzić się na brak bliskości, chłód w sypialni i brak obszarów do rozmów, ale aby uznać, że zmiany w relacji są czymś oczywistym i nie muszą świadczyć o wycofaniu zainteresowania i zaangażowania.
Studnia bez dna
On/ona okazuje nam swoją miłość na różne sposoby. Ale dla nas ciągle coś jest nie tak. Ciągle nam mało. Dokładnie tak jest u Aliny. Chłopak Aliny naprawdę bardzo ją kocha. Ale Alina bardzo koncentruje się na tych momentach, kiedy on akurat robi coś innego i nie okazuje Alinie należytego zainteresowania; kiedy nie poświęca jej tyle uwagi, ile Alina potrzebuje; kiedy niedostatecznie się nią opiekuje. Alina wyjścia Miłosza z kolegami traktuje jako zostawianie jej, wyjazdy Miłosza na żagle (jego pasja) jako opuszczenie. Czy Miłoszowi nie zależy? Nie. Miłoszowi zależy bardzo. Tyle tylko, że Alina prezentuje neurotyczny model potrzeby miłości, a w tym modelu pragnienia neurotyka są nie do zrealizowania. Dla Aliny miłość jest ratunkiem. Jest wybawieniem od ciągłego lęku i niepokoju. Jest lekarstwem na niepewność i zaniżoną samoocenę. Związek i partner z kolei, są jak stacja benzynowa, do której Alina podłącza się za każdym razem, kiedy potrzebuje sobie czegoś dostarczyć. Neurotyk oczekuje od partnera: czasu, pomocy, rad, poświęcenia, rezygnacji, zapewnień, adoracji, uwagi, troski, opieki, bezwarunkowej akceptacji oraz nieustających dowodów miłości. A w tych oczekiwaniach i potrzebach jest nienasycony. Z powodu przeszłych doświadczeń i niezabliźnionych ran jest jak studnia bez dna, której, nawet gdyby wlewać w nią miłość wiadrami, nie da się zapełnić. Przynajmniej do momentu, kiedy neurotyk z pewnymi rzeczami się nie upora. Ale to już zupełnie inny temat.