Klara proponuje Januszowi wieczorne wyjście na kolację. Janusz chętnie przystaje na propozycję. Klara ni stąd ni zowąd zaczyna dyskusję o remoncie mieszkania. Zarzuca mężowi, że jest mało zaradny w tej kwestii. Sprowokowany Janusz odgryza się małżonce. Ta z kolei urażona rezygnuje z kolacji. Janusz wychodzi sam.
Klara i Janusz „grają” w kozi róg.
Jest wieczór. Wiktor i Agnieszka leżą obok siebie w łóżku. Wiktor zaczyna zaloty wobec żony. Ta odtrąca go zarzucając, że „jest taki sam jak wszyscy, mężczyznom chodzi tylko o jedno – o seks, nie o miłość”. Wiktor rezygnuje. Przy śniadaniu Agnieszka podśpiewuje i zaczepnie macha nogą w kierunku męża. Wiktor odbiera zachowanie żony jako zachętę, z której też korzysta. Agnieszka jednak powtarza scenę z dnia poprzedniego. Wiktor odpuszcza. Wieczorem sytuacja powtarza się. Ona prowokuje i nęci. On reaguje. Ona go odtrąca.
Agnieszka i Wiktor „grają” w oziębłą kobietę.
Zapytacie – o co chodzi? Co to znaczy, że partnerzy ze sobą grają? I skąd w ogóle te przedziwne nazwy?
Twórcą teorii gier jest nieżyjący już amerykański psychiatra Eric Berne – autor książki „W co grają ludzie”, którą to serdecznie polecam. Berne omawia w niej najbardziej typowe sytuacje społeczne ujmując je w konwencji tzw. „gier”.
Czym jest „gra”? „Gra” to powtarzający się zestaw transakcji międzyludzkich (czyli pewnej wymiany, dynamiki), pozornie bez zarzutu (czyli na pierwszy rzut oka nie ma się do czego przyczepić), jednak o utajonej motywacji (czyli jest jakaś pułapka) i określonym wyniku czy celu (tzw. wypłacie). Prowadzenie „gry” jest nieuświadomione. Gdy zaczynasz widzieć, że ją prowokujesz lub prowadzisz – przestaje właściwie spełniać swoją funkcję. Żeby „gra” się odbyła muszą być „gracze”, a więc jeśli ktoś świadomy uczestnictwa w „grze” z niej rezygnuje – „gra” przestaje się „grać”. Gry mogą być dwustronne (np. mąż- żona), trójstronne (np. mąż – żona – dziecko) lub wielostronne (np. mąż- żona- dziecko – babcia – nauczycielka). My skupimy się na tych pierwszych. Berne dzieli także „gry” na: życiowe, małżeńskie, seksualne, na przyjęciach, świata podziemnego, terapeutyczne i konstruktywne. Nas interesują dziś głównie małżeńskie, choć prawie każda „gra” z pozostałych kategorii może być przeniesiona do kategorii „małżeńska”. Autor jako „gry małżeńskie” rozumie te, które w parach występują szczególnie często. I oczywiście będziemy je rozumieć jako gry prowadzone w związkach, naturalnie niekoniecznie zalegalizowanych.
Skąd się właściwie biorą „gry”? Wywodzą się z kultury w jakiej żyjemy i oczywiście z dzieciństwa. Są wypadkową głównie obserwacji i naśladownictwa. Nasi dziadkowie i rodzice „grają” (również z nami), a my uczymy się tego co się w życiu „opłaca”, mając na myśli zysk emocjonalny, nie finansowy. Bowiem „gry” decydują o losie, powodzeniu w małżeństwie i karierze. W taki sposób „gra” staje się elementem nieświadomego scenariusza czy planu życiowego.
Po co „gramy”? Dla korzyści. Przede wszystkim „gry” pełnią funkcję stabilizacyjną dla nas i naszej rodziny. Co to oznacza? Z reguły gry są przekazywane z pokolenia na pokolenia. Istnieje też silna tendencja do kojarzenia się osób, które grają w podobne „gry”. A więc uczymy się „grać” w określony sposób, podobnie „gramy” z partnerem. Gdy on się wyłamuje może doprowadzić to do zachwiania albo naszej równowagi psychicznej albo homeostazy naszego związku. W końcu nieświadomie umawialiśmy się ze sobą na „granie” określonej „gry”. Każda „gra” ma nieco inny bardziej szczegółowy cel: uspokojenie, usprawiedliwienie, drażnienie, prowokowanie, radzenie sobie z poczuciem winy etc. Pod każdą „grą” leżą określone potrzeby. Będzie to bardziej jasne, gdy przyjrzymy się różnym „grom” z osobna.
Kto gra? Gramy właściwie wszyscy. Z tymże ważne są proporcje pomiędzy czasem, który upływa nam na „graniu” i tym, kiedy nie „gramy”. Istotny jest też rodzaj „gier” (histeryczny, obsesyjno-kompulsywny, paranoiczny, depresyjny, masochistyczny, sadystyczny etc), ich dojrzałość oraz nasza otwartość na odkrycie ich mechanizmów i rezygnacji z ich prowadzenia. Im poważniejsze zaburzenie emocjonalne, tym jesteśmy do „gier” bardziej przywiązani i „gramy” ostrzej. Wg Berane’a najbardziej zapalonymi „graczami” są mężczyźni źli na swoje matki od wczesnego dzieciństwa (ponurak nielubiący kobiet lub Don Juan wykorzystujący je do zaspokajania swoich potrzeb), kobiety złe na swoich ojców czy osoby generalnie nadmierne wrażliwe na wpływy rodzicielskie.
Przykłady „gier”:
1. Kozi róg
Jak ta „gra” przebiega zostało przedstawione na przykładzie Klary i Janusza.
O co chodzi w „grze”? Po pozornej propozycji wyjścia Klara prowokuje męża (zarzuca mu niezaradność). Ten oczekiwałby od żony zrozumienia dla jego braku czasu i zmęczenia, ale tego nie otrzymuje. Żona tryjumfuje. Potem ona oczekiwałaby od niego, żeby ten zabiegał o jej humor, ale on nie zabiega, nie wyciąga żony z domu, idzie sam i tryjumfuje. Są pokłóceni. Zysk? Odreagowują napięcie i wzajemne do siebie urazy. Mogą sobie dołożyć, ale nie wprost. Nie muszą nazywać pretensji do siebie, ale mogą się poobwiniać. Nie muszą też wieczorem iść ze sobą do łóżka.
2. Oziębła kobieta
Jak ta „gra” przebiega zostało przedstawione na przykładzie Wiktora i Agnieszki.
O co chodzi w „grze”? „Grając” w oziębłą kobietę zarówno Agnieszka, jak i Wiktor usprawiedliwiają swój lęk przed stosunkiem. Agnieszka oskarżając mężczyzn o chuć, Wiktor wybierając na partnerkę kobietę, która odmawia z nim kontaktów seksualnych i zrzucając na nią winę. Dodatkowo Agnieszka w ten sposób może myśleć o sobie, że jest czysta i niewinna i uwolnić się od poczucia winy za swoje przeróżne fantazje, w tym sadystyczne. Wiktor będąc z Agnieszką minimalizuje ryzyko nadmiernej eksploatacji swej zaburzonej potencji. W innym wypadku prawdopodobnie zmieniłby partnerkę.
3. Sąd
„Gra” jest „grana”, kiedy mamy skłonność do wzajemnego uskarżania się na małżonka przy innych (inni dla nas jako ława przysięgłych). O co chodzi w „grze”? O uspokojenie „gracza”, że ma rację, o usprawiedliwienie swojego zachowania, o zmniejszenie poczucia winy, że ja też mogę mieć w tym wszystkim jakiś udział.
4. Gdyby nie Ty
W „gdyby nie ty” „gra” Alina. Wyszła za mąż za Pawła – mężczyznę dominującego i apodyktycznego. Alina chciałaby robić wiele rzeczy, ale mąż się sprzeciwia. Alina żali się, że gdyby nie on mogłaby tak dużo.. Ale tak naprawdę Alina wybrała takiego mężczyznę, który poprzez swoją dominację „chroni” ją przed sytuacjami, których się boi. Poprzez uskarżanie na męża Alina nie musi konfrontować się z faktem, że tak naprawdę się boi, nie musi też swoich lęków przełamywać. Gdyby nie Paweł Alina nie miałaby na kogo zgonić i być może musiałaby przyznać, że tak w głębi serca to odczuwa lęk.
5. Patrz jak bardzo się starałem
Mikołaj i Olga są małżeństwem od 10 lat. Mikołaj myśli o rozwodzie, Olga przeciwnie. Mikołaj deklaruje więc, iż on oczywiście również chce pracować nad ich związkiem. Wykonuje nawet różne ruchy (terapia małżeńska, wspólny wyjazd), ale szybko ich zaniechuje. Olga traci cierpliwość i składa pozew o rozwód. Mikołaj może czuć się niewinny – w końcu tak bardzo się starał..No a że wykonane ruchy w kierunku ratowania małżeństwa miały charakter pokazowy i pozorny to już inna rzecz. Po co ta „gra”? Żeby Mikołaj mógł uwolnić się od poczucia winy za fakt, że to on tak naprawdę od początku chciał rozstania.
6. Kochanie
Błażej uwielbia wśród znajomych opowiadać anegdoty o swojej żonie. Wypomina jej braki i niedociągnięcia, obśmiewa słabostki. Jest jednak przy tym niezwykle uprzejmy. Po każdym swoim monologu dotyczącym żony zwraca się do niej mówiąc „prawda, kochanie?”, „czyż nie tak, kochanie?”, „nie mam racji, kochanie?”. Żona zawstydzona w głębi swej duszy czasem z zarzutami się zgadza, czasem nie, ale niezależnie od tego przytakuje. W końcu mąż tak ładnie do niej mówi? Jest się o co czepiać? No jest, ponieważ jest to eksponowanie braków partnerki, do tego przy innych. Tyle, że w białych rękawiczkach. Jest to forma agresji, w tym przypadku biernej, która skierowana jest albo wobec żony, albo nie, ale na niej się odbija.
W książce Berne’a znajdziecie blisko 30 innych gier.
Zapytacie: „No dobrze, a jak zanalizować swoje gry?” Można przeczytać książkę i na jej podstawie się sobie przyjrzeć. Można skonsultować się z fachowcem. A z jego pomocą możesz: wyzwolić się z przymusu „grania”; zrezygnować z korzyści jakie daje gra i zastąpić je innymi (jak np. autentyczność i uczciwość w relacji, wyrażanie swoich uczuć i potrzeb wprost); uwolnić się od wpływu i dominacji rodziców; zdecydować co z ich „nauk” nam służy, a co nie; zacząć widzieć świat na swój własny sposób. Myślę, że warto.