W listopadzie na urodzinach przyjaciółki poznałam dość fajnego faceta. Zaczęliśmy się spotykać. Na święta Bożego Narodzenia, można powiedzieć, że zamieszkaliśmy razem ale nie do końca. Trochę był u mnie, trochę u mamy. Nie przynosił swoich rzeczy do mnie.. Któregoś razu zobaczyłam na Facebooku, że komentuje zdjęcia i wysyła wiadomości do innych kobiet (jest na kilku grupach).
Powiedziałam mu o tym, po czym wyszedł, bo nie chciał się kłócić.. Nie odbierał telefonu. W niedzielę mi oznajmił, że kogoś poznał, że to moja wina i że potrzebuje czasu na przemyślenie z kim chce być czy chce być sam. Czy mam szykować się na rozstanie? Na początku naszej znajomości powiedziałam mu, że kilka razie zostałam zraniona przez faceta, zapewniał mnie, że on mnie nie skrzywdzi…
Nie było między nami żadnych nieporozumień. Dogadywaliśmy się. Codziennie powtarzał, że mnie kocha i tak też się czułam w końcu… Uwierzyłam mu i też go pokochałam, nawet moja córka go lubi. Czy mam szykować się na rozstanie? Czy po prostu dać mu czas… Dodam, że był w kilku związkach i Panie go zdradzały. Nie mogę normalnie funkcjonować. Nie mogę jeść, płacze, tęsknię. Gdyby nie moja 11 letnia córka, to nie wiem co by to było. Proszę o radę co robić, bo bardzo go kocham i chcę żeby był że mną.. Pozdrawiam, Judyta*
Taki list przyszedł do redakcji. Ja podobnych historii słyszę w gabinecie całe mnóstwo. Jakich? Ano takich, że partner przedstawia się nam tak jak się przedstawia (mówiąc wprost, że nie rokuje) ale my nie bardzo chcemy to widzieć. I takich, że chcemy wszystko szybko.
To od początku.
Pani Judyta poznaje w listopadzie Pana. Rozumiem, że po mniej więcej miesiącu Pan zaczyna pomieszkiwać u Pani. Z listu wynika, że Pani ma 11 letnią córkę. I tu jest ten wątek, że chcemy szybko. Co my możemy o sobie wiedzieć po miesiącu randkowania? Moim zdaniem niewiele. Ja wiem, że są takie historie, że po kilku godzinach spędzonych razem czujemy się jakbyśmy znali się wieki. Albo, że bliskość jaka wytwarza się po przegadanej nocy jest niezwykła. I że czasami mamy poczucie, że dwa dni ze sobą wystarczą, żeby wiedzieć, że to ten/ta. Wiem, byłam i tam 😉 Kiedy za tym pójdziemy mogą okazać się trzy rzeczy. Pierwsza, że to prawda. Druga, że to kompletna nieprawda. I trzecia, że to prawda po części. Żeby to sprawdzić trzeba dać sobie czas. Decyzja o zamieszkaniu ze sobą tak szybko, szczególnie gdy ma się dziecko pachnie mi trochę desperacją. Przepraszam, jeśli to mocno wprost. I oczywiście, mogę się mylić. Tak to jednak widzę. Decyzja o wspólnym zamieszkaniu (czy nawet pomieszkiwaniu) jest decyzją poważną. Wpuszczamy do swojego domu kogoś kto na tym etapie jest właściwie jeszcze obcy. Nie wiem też jak to zostało przeprowadzone. Czy córka Pani Judyty mogła go wcześniej poznać? Czytam, że go polubiła. To świetnie. Tym bardziej byłabym ostrożna. Nie ma oczywiście wzoru na to jak mamy takie historie przeprowadzać, żeby było dobrze. Ale jest kilka wskazówek, które w moim poczuciu naprawdę się sprawdzają. Jedną z nich jest właśnie: nie spieszyć się. Dać sobie czas. Nie przeciągać w nieskończoność, nie bać się nadmiernie ale poznawać się, oswajać. Intymność, bliskość i zaangażowanie rodzą się w czasie.
Idźmy dalej. Pani Judyta i Pan pomieszkują razem. Pan nie przynosi swoich rzeczy od mamy. Cóż, na tym etapie w ogóle mnie to nie dziwi. Chyba, że Pan deklaruje nie wiadomo co. Brak gotowości do wspólnego zamieszkania po miesiącu znajomości mnie nie niepokoi. Niespójność pomiędzy słowami a zachowaniem już tak. I tę niespójność czuć tu na każdym kroku.
Nie wiem jakiej treści były wiadomości Pana do innych kobiet ale fakt bycia na różnych grupach po tym jak pomieszkuje się z partnerką jest, mówiąc dyplomatycznie, zastanawiający. Również, a może przede wszystkim, reakcja Pana na uwagę Pani Judyty (wychodzi, nie odbiera telefonu) powinna być sygnałem, że jest to mężczyzna albo niegodny zaufania i dodatkowo manipulujący (nie rozmawia o tym nie dlatego, że jest nieuczciwy ale dlatego, że nie chce się kłócić) albo co najmniej na tyle niedojrzały, że nie umie o takich sprawach rozmawiać. Tu stawiam na to pierwsze, choć i tak pierwsze nie wyklucza drugiego. Kiedy już Pan zdecydował się na rozmowę z Panią Judytą poszło w obwinianie. Pani Judyta pisze, że między Panią a Panem nie było nieporozumień, dogadywali się, a Pan powtarzał Pani, że ją kocha. Wnioskuję więc, że Pan przez cały ten czas nie zgłaszał żadnych pretensji, po czym, przyłapany na gorącym uczynku twierdzi, że to wina Pani. Hit. I niestety klasyk. Pani Judyta pisze, że tęskni, płacze, nie może jeść. Jeśli się zaangażowała, jeśli zrodziły się uczucia, plany – to nic dziwnego. Rozstania bolą. Co prawda, Pani Judyta ma jeszcze nadzieję, że to jednak nie to. Że może da mu czas? Tylko, że nawet jeśli okaże się, że Pan się jednak, jak mawiają, namyśli i wróci, to w moim poczuciu ten mężczyzna po prostu nie rokuje. I nie wiem czy to Pani Judyciee pomoże czy wprost przeciwnie. Mam nadzieję, że jednak tak. A może dodatkowo pomoże to jeszcze komuś.
Drogie Panie i Drodzy Panowie (bo nieczytanie niepokojących sygnałów nie dotyczy tylko Pań)! Nie wierzcie samym deklaracjom. Słowa są ważne i miłe. I bez nich trudno się obejść. Ale jeśli za nimi niewiele idzie, zawierzcie czynom. Powiedzieć można wszystko. Jeśli ktoś już na początku znajomości kręci, nie chce wziąć za nic odpowiedzialności, obwinia Was a sobie nic nie ma do zarzucenia, jeśli nie umie rozmawiać tylko wychodzi bez słowa, przepada, karze Was brakiem kontaktu, nie wywiązuje się z obietnic – rokowania na partnera są słabe. Wiem, że chcecie miłości. Wszyscy chcemy. I że z tej ogromnej potrzeby potrafimy się nieźle oszukać. Ale próbujmy przeglądać na oczy. Żeby znaleźć miłość w prawdziwej miłości.
* Użytkowniczka wyraziła zgodę na publikację, imię zostało zmienione