Seweryn (43) jest w związku ze swoją żoną od prawie 20 lat. Mają dwoje dzieci w wieku szkolnym. Seweryn od prawie trzech lat ma romans. Żona o niczym nie wie. Przychodzi na spotkanie, bo „nie wie co ma dalej robić”. Odejść od żony? Porzucić kochankę? Seweryn miota się w swoich argumentach. W ciągu ostatnich trzech lat kilkukrotnie podejmował decyzję to jedną, to drugą, po czym z każdej się wycofywał. „Nie jestem mocny w dokonywaniu wyborów.” – mówi. „Mam wrażenie, że ja nigdy żadnych tak naprawdę nie dokonałem. Od zawsze wiedziałem, że chcę być adwokatem i robiłem wszystko, żeby to osiągnąć. Nie zadawałem sobie pytania: iść na prawo czy na medycynę? Ożeniłem się, bo byliśmy z żoną para, mieliśmy po dwadzieścia kilka lat.. To była dla mnie oczywista kolej rzeczy. To samo z dziećmi. Po raz pierwszy w życiu stoję przed prawdziwym wyborem – to czy to. I nie umiem się w tym odnaleźć. Nie umiem się zdecydować. Prawdę mówiąc, nawet nie wiem jak to się robi? Nie wiem jak sobie pomóc? Jakie zadać sobie pytania, żeby wiedzieć czego chcę. I co byłoby dobre..”
Dokonywanie wyborów to sztuka. Dla niektórych niełatwa. Warto się jej jednak nauczyć, bo życie tak naprawdę w dużej mierze na tym właśnie polega – na wybieraniu. Jaka szkoła? Jakie studia?Jaka praca? Jaki partner? Żenić się czy nie? Mieć dzieci czy ich nie mieć? Mieszkać w mieście czy budować dom pod lasem? Pracować dużo i dużo mieć czy pracować mniej, by zyskać coś innego? To decyzje w jakiejś mierze życiowe. Ale wyborów dokonujemy cały czas. W każdej godzinie, a nawet minucie naszego życia. W co się ubrać? Pospać dłużej czy iść na trening? Włączyć telewizor czy posłuchać muzyki? Zjeść słodką bułkę czy sałatkę z rukolą? Każda nawet najmniejsza decyzja tworzy nasze życie. Jak powiedział Bruce Barton: „Kiedy czasami zdam sobie sprawę z olbrzymich konsekwencji całkiem małych rzeczy nie mogę odeprzeć myśli, że małych rzeczy nie ma.” Dlatego tak ważne, aby nauczyć się wybierać. Szczególnie dzisiaj, kiedy tak naprawdę możemy w dużej mierze żyć jak chcemy. Oczywiście, każdy ma swoje zewnętrzne i wewnętrzne ograniczenia, ale mimo wszystko. Świat jest jak szwedzki stół. Nie dasz rady zjeść wszystkiego. Musisz wybrać. Ale jak?
Moim zdaniem, największe kłopoty decyzyjne mają po pierwsze osoby, którym nie pozwalano na samodzielne podejmowanie decyzji. Małe dzieci dokonują już swoich wyborów od narodzin. Im starsze, tym tych wyborów więcej. Dzieci lubią zdecydować co zjedzą, ile, dokąd pójdą, w jakie rajtuzy chcą być ubrane, z kim chcą się bawić, czego uczyć itp. Są rodzice, którzy im na to pozwalają. Naturalnie w granicach bezpieczeństwa i zgodnie z tym na co pozwala sytuacja, ale jednak dają dziecku przekaz pt. „sprawdź”. „Sprawdź co lubisz, sprawdź czy ci to pasuje”. Dzieci takich rodziców uczą się poznawać siebie. Uczą się rozpoznawać sygnały z ciała, które mówią im: „to mi się podoba, to mi się nie podoba”. Uczą się, że mają moc sprawczą, że mogą wpływać na swoje jeszcze niedorosłe życie. Przynajmniej w jakimś stopniu. Są i tacy rodzice, którzy decydują za swoje dzieci. Nawet w sytuacjach, które tego nie wymagają. Jedna z moich pacjentek któregoś razu wzburzona zachowaniem swojej siostry rzuciła na sesji: „Kto to pomyślał, żeby dziecko decydowało o tym co zje na śniadanie?”. Dodam, że siostrzenica pacjentki miała 4 lata. Są rodzice, którzy nie mają nawyku zadawania dzieciom pytań: „na co masz ochotę?”, „czy już się najadłeś?”, „który chcesz kolor skarpetek?”. Nie jest to pewnie możliwe w każdej sytuacji. Ale znam rodziców, którzy decydują za dzieci niemalże w każdym obszarze. Pamiętam jak kiedyś spotkałam znajomą z 6 letnią córką. Zaczęłam podpytywać małą Zosię czy podoba się jej w zerówce, kogo lubi najbardziej. Na wszystkie pytania odpowiadała jej mama. „Zosia bardzo lubi przedszkole”, „Zosia przyjaźni się z taką Olą”.. Jaki może być skutek takiej postawy rodziców w życiu już ich dorosłych dzieci? Przede wszystkim brak kontaktu z sygnałami własnego ciała i brak zaufania do swoich emocji. To tak jak w tej smutnej anegdotce, kiedy syn pyta mamy: „mamo, czy ja jestem głodny czy jest mi zimno?”.
Jest też taka grupa rodziców, która z kolei oddaje decyzje swoim dzieciom w sprawach, które nie są do udźwignięcia przez małego człowieka. Jedna z moich pacjentek w wieku 10 lat była zapytana przez swoja matkę czy ma się rozwieźć z jej ojcem. Moja dojrzała dziś klientka ma kłopoty decyzyjne, ponieważ jest sparaliżowana lękiem przed konsekwencjami. Jako mała dziewczynka, widząc nieszczęście własnej matki, „podjęła decyzję” o rozpadzie rodziny. Ojciec pacjentki do końca swojego życia obwiniał ją, że rozbiła jego rodzinę.
Jest jeszcze jedna możliwa przyczyna trudności w dokonywaniu wyborów. To lęk przed popełnieniem błędu. Jedna z moich pacjentek nie dokonywała wyborów, ponieważ bała się, że podejmie złą decyzję. Przypomniała sobie jak to było w jej domu. Rodzice nie podejmowali decyzji za nią. Ale jednocześnie przed każdą ważna decyzją czuła ogromną presję z ich strony, że jej decyzja musi być dobra. „Pamiętam jak wybierałam liceum. Miałam trzy upatrzone. Rozmawiałam z moją mamą na temat moich kryteriów i argumentów za i przeciw. A ona cały czas powtarzała: ‚a co jeśli to”, ‚ a co jeśli tamto’. Innym razem wybierałam fakultety pod studia. Moi rodzice zaprosili mnie na naradę rodzinną i zrobili mi wykład, że teraz ważą się losy mojego przyszłego zawodowego życia i żebym nie podejmowała decyzji pochopnie. Z resztą ta rada, aby nie podejmować decyzji pochopnie, żeby się dobrze zastanowić dźwięczy mi w uszach do dzisiaj. To mnie kompletnie blokuje. Nigdy nie wiem czy przemyślałam coś wystarczająco dobrze. Żeby, broń Boże nie wybrać źle. Pamiętam też sytuację, kiedy nie byłam zadowolona z wyboru specjalizacji na studiach. Miałam wrażenie, że moi rodzice są na mnie źli, że popełniłam błąd. Zawsze powtarzali, że jestem taka mądra, dojrzała i rozsądna. Mam wrażenie, że to działa na mnie jak zaklęcie pt.’nie możesz się pomylić, w końcu jesteś taka mądra, dojrzała i rozsądna’. Wiem, że bardzo mnie kochają i chcą dobrze, ale takie ich podejście mi nie pomaga. Wolałabym usłyszeć: ‚hej, to nie koniec świata, wyluzuj’”.
Rodzice zazwyczaj chcą dobrze. Czasem brakuje im wiedzy jak jest dobrze. Czasem wiedzę mają, ale brak im umiejętności. A czasem mają jedno i drugie, ale nie zawsze sobie radzą. To zupełnie zrozumiałe. Są ludźmi, mylą się, popełniają błędy. Nie chodzi o to, aby ich obwiniać. Chodzi o to, aby zrozumieć skąd nasze trudności. Zrozumienie potrafi minimalizować cierpienie. Potrafi też wygenerować odpowiedź co robić, by sobie pomóc. I pozwala nie przenosić pewnych zachowań dalej, np. wobec naszych dzieci. A więc jak sobie pomóc?
Stale:
Ćwicz wybory
To przede wszystkim. Zacznij od drobiazgów – w którym kubku masz ochotę wypić herbatę? Chodzi o to, żeby trenować nawyk podejmowania decyzji i wdrażania ich w życie. Decyzje bowiem wymagają głównie działania, próbowania, a nie myślenia i gromadzenia wiedzy.
Pogłębiaj samoświadomość
Tylko wiedząc jakie masz cele, potrzeby, pragnienia, wartości będziesz mógł wiedzieć jak chcesz żyć i na czym Ci zależy, a w związku z tym jakich wyborów chcesz dokonać.
Pogłębiaj kontakt z emocjami, ciałem, intuicją, nieświadomością
Tylko tak dowiesz się od siebie czego chcesz. I tylko tak zbudujesz zaufanie do siebie.
Dawaj sobie prawo do błędów
Po pierwsze tylko tak się nauczysz. Po drugie, pamiętaj, że brak decyzji również jest decyzją. Np. decyzją o tkwieniu w stanie zawieszenia. Albo decyzją o nieodchodzeniu od partnera. Zawsze podejmujesz decyzje na teraz, mając te dane, które masz. Nie wiesz tego czego nie wiesz. Nie jesteś w stanie przewidzieć tego, czego nie jesteś w stanie przewidzieć. Więc nie próbuj. I uwierz, że nawet jeśli popełnisz błąd to sobie poradzisz. Czymkolwiek by to poradzenie sobie miało być.
Przy konkretnej decyzji:
Oceń swój wariant pod kątem swoich wartości, potrzeb, pragnień, celu.
Co jest teraz dla Ciebie najważniejsze?
Zadaj sobie parę pytań:
Gdzie ta decyzja Cię zabierze?
W jaki sposób to będzie dla Ciebie dobre?
Czy to pomnoży Twoje szczęście?
Czy to poprawi Twoje samopoczucie?
Czy ta decyzja Ci służy?
Czy ta decyzja poprawi Twoje życie?
Czy ta decyzja jest „ekologiczna”?
Co możesz zyskać?
Po co dokonujesz takiego wyboru, w imię czego?
Co byś zrobił wiedząc, że się uda?
Jakie są możliwe ryzyka i negatywne konsekwencje? Które będzie Ci łatwiej nieść?
Co się stanie, jeśli to zrobisz?
Co się nie stanie, jeśli to zrobisz?
Co się stanie, jeśli tego nie zrobisz?
Co się stanie jeśli tego nie zrobisz?
Wyobraź sobie, że podejmujesz określoną decyzję – co się pojawia w ciele, co czujesz?
Co to dla Ciebie oznacza? Jak chcesz wykorzystać tę informację? Jaki nasuwa Ci się wniosek?
Zastanów się czego dotyczy Twój wewnętrzny konflikt
Między tak naprawdę czym a czym wybierasz?
Wyobraź sobie najgorszy możliwy scenariusz
Niektórym to pomaga. Wiedząc, że w razie najgorszego są przygotowani – przestają stać w miejscu.
Porozmawiaj z kimś
Po pierwsze, wypowiedzenie na głos swoich emocji, przemyśleń, argumentów pomaga je ułożyć i zobaczyć z boku. Po drugie, czyjś ogląd sytuacji może dać Ci cenne wskazówki czy też dane, których nie brałeś pod uwagę. Po trzecie, jest to zawsze szansa na wsparcie.
Odłóż decyzje w czasie
Nie w nieskończoność, bo to co najbardziej męczy to właśnie stan zawieszenia. Ale to tak jak z zadaniem matematycznym. Siedzisz, główkujesz jak je rozwiązać, doprowadzasz do przeciążenia procesów poznawczych, odchodzisz, zajmujesz się czymś innym i nagle.. – masz rozwiązanie.
Zapytaj nieświadomość
Niektórzy bardzo jej ufają i potrafią z niej korzystać. Jedna moja pacjentka przy trudnych sytuacjach decyzyjnych zwykła zapisywać sobie pytanie na kartce. Przed położeniem się spać myślała o nim chwilę, a kartkę kładła pod poduszką. I czekała na list ze świata nocy. Czyli sen, który miał jej przynieść właściwą odpowiedź.